- •Tytuł oryginału: the rise of music in the ancient worljd
- •Redaktor Krzysztof Bilica
- •Isbn 83-01-02346-5
- •Taimiże,, s. 45.
- •2. Muzykologia porównawcza I jej metody
- •Kuimsft, op. Cii, s. G3a,
- •31 R. Lachmana Musik der aussereuropaisehen Natur — umd Kultur- vólker, s. 8. W: e. Riicfken Handbuch der Musikwissenschaft Potsdam 19129.
- •Triangiel
- •C. Sachs Les Instruments de Musiąue de Madagascar. OParis 1938, s. 53.
- •Herzog, Die Musik der Karolinen Inseln, s. 274.
- •I: przodownik chóru
- •Gordon Cumming, op. Cit., s. 72 - 82, 99.
- •Villoteau De l'etat aetuel de l'art musical en Egipte. W: Description de ly£gipte, Etat moderne. Pairis li826, t, XIV, s. 254 - 259.
- •12 Por. Yaisanen, otp. Elit, s. &
- •13 Harold Davies, op. Cii, s. 459.
- •15 Fox Strangways, op. Cit., s. 34.
- •22 W tłumaczeniu Biblii ipodanym przez Sachsa zamiast cytr występują liry (przyp. Tłum.).
- •27 Tłumaczenie Biblii zawarte w oryginale angielskim podaije w tym miejscu liry zamiast cytr ('przyp. Tłum.).
- •29 Tłumaczenie zawarte w oryginale auigiefliskkn podaje liry zamiast cytir (iprzytp. Tłum.).
- •30 W oryginale angielskim ,„I instrumentów strunowych", co jefst bardziej uzasadnione (przyp. Tłum.).
Curt Sachs
MUZYKA W ŚWIECIE STAROŻYTNYM
Warszawa 1981 Państwowe Wydawnictwo Naukowe
Tytuł oryginału: the rise of music in the ancient worljd
East and West Copyright, 1943, iby W. W. Nlorton & Company, Inc.
Przekład ZOFIA CHECHLIŃSKA
Przekład Poslowia JOLANTA DZIADOSZ
Konsultacja naukowa
MIECZYSŁAW J. KUNSTLER, GRAŻYNA SPYCHALSKA, WŁADYSŁAW TUBIELiEWICZ, SŁAWOMIRA ŻERAtfSKA-KOMINEK
Obwolutę i okładkę projektował Zygmunt Ziemka
Redaktor Krzysztof Bilica
Redaitator (techniczny Teresa Skrzypkoimka
Korektor Maria Krajewska
Isbn 83-01-02346-5
rzeczy
Curt Sachs 1
MUZYKA W ŚWIECIE STAROŻYTNYM 1
Początki muzyki 13
p rrrr cjcfcj^r r 34
jg^r p jmPr fl^ I 1 145
fi Hf pB 145
«J i J J i i J aiij ni u jy crrnrmn) rmm 160
TŁUMACZKI
Książka Curta Sachsa The Rise of Musie in ihe Ancient World została opublikowana po raz pierwszy w roku 1943. Od jej ukazania się minęło więc już blisko 40 lat, w ciągu których nastąpił znaczony postęp w badaniach zarówno nad kulturą muzyczną starożytnej Grecji i Rzymu, jak i nad muzyką ludów pozaeuropejskich. W związku z tym niektóre spośród tez Sachsa straciły swą aktualność. Mimo to udostępniona obecnie polskiemu czytelnikowi praca zachowała dużą wartość, stanowiąc świadectwo stanu wiedzy na określonym etapie rozwoju nauki oraz prezentując osiągnięcia i poglądy samego autora, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli muzykologii. Toteż przy przygotowywaniu polskiej wersji książki starano się możliwie jak najwierniej odtworzyć oryginał, rezygnując z jakichkolwiek uzupełnień, czy poprawek, bowiem ich skonsultowanie z autorem nie było już możliwe. Jedynie w sporadycznych przypadkach, gdy oryginał angielski zawierał ewidentne pomyłki, nie wynikające z ówczesnego stanu wiedzy, podano w przypisie sprostowanie.
o
p
swój odpowiednik w publikacjach polskich, trzymano się raz przyjętego tłumaczenia, aby uniknąć zwiększania i tak znacznego chaosu terminologicznego w muzykologii polskiej. Zgodnie z tą zasadą nazwy instrumentów muzycznych przyjęto za tłumaczeniem Historii instrumentów muzycznych Sachsa (tłum. S. Olędzki, Warszawa 1975).
Odrębną trudność powodował przekład terminów własnych autora. Sachs, dla określenia pewnych zjawisk, tworzył własne, niezwykle plastyczne terminy, wyrastające bezpośrednio z ducha języka angielskiego, jak np. „Fifth on top", czy „Fourth on top", „toptail inversions", „give and take operations". Z uwagi na odmienny charakter języka, w tłumaczeniu polskim nie zawsze udało się zachować trafność terminu angielskiego.
Sachs w swej książce wielokrotnie słusznie przestrzega przed rozpatrywaniem muzyki świata starożytnego przez pryzmat późniejszych kategorii muzyki europejskiej. Mimo to nie udało mu się samemu całkowicie tego uniknąć. Niejednokrotnie stosuje on w odniesienie do zjawisk kultury antycznej pojęcia i odpowiadające im nazwy, które wykształciły się znacznie później i dotyczyły europejskich systemów, czy instytucji muzycznycłi. I tak iip. wprowadizia on określanie ,,krzyżyfci" i „bemole", omawiając skale hinduskie i greckie. Określenia te zachowano w tłumaczeniu, bowiem ich usunięcie, czy zamiana na inne stanowiłyby już istotną ingerencję w tekst oryginału, w interpretację samego autora. Tam wszędzie natomiast, gdzie Sachs stosuje określenia wykształcone później, ale nie jest to wyrazem jego interpretacji kultury muzycznej, zamieniono je na takie, które historycznie rzecz biorąc lepiej odpowiadają omawianym zjawiskom. Np. używaną przez Sachsa nazwę „muzykologia" w odniesieniu do greckiej czy arabskiej .-nau(ki o muzyce zastąpiono po prostu określeniem „nauka o muzyce", nazwę „konserwatoria" w odniesieniu do Rzymu — określeniem „szkoły muzyczne" itp.
Osobny problem stanowił przekład cytatów, w jakie obfituje praca Sachsa. Tam, gdzie istniało tłumaczenie polskie cytowanego źródła, korzystano z tego tłumaczenia, w pozostałych przypadkach dokonywano przekładu bądź z cytowanego oryginału angielskiego, bądź z angielskiego przekładu zamieszczonego w książce Sachsa. Sachs czasami posługiwał się cytatami w sposób dość dowolny. Zmuszało to niekiedy do wprowadzania pewnych ko- rektur. I tak np. skorygowano w oparciu o paMri przekład Polityki Arystotelesa sprzeczny opis na początku dziewiątego paragrafu V rozdziału.
W pokonywaniu trudności, jakie wyłoniły się w związku z tłumaczeniem niniejszej książki pomagali mi swymi uwagami i radami specjaliści muzykolodzy. Chciałabym w tym miejscu złożyć podziękowanie za cenne wskazówki doc. dr. Janowi Stę- szewskiemu z Uniwersytetu Poznańskiego oraz kolegom z Zakładu Historii i Teorii Muzyki Instytutu Sztuki PAN w Warszawie, dr Katarzynie Morawskiej i dr. Jerzemu Morawskiemu. Szczególnie serdecznie dziękuję dr Elżbiecie Witkowskiej-Za- rembinie, której bezinteresowna pomoc i wnikliwe uwagi w znacznej mierze przyczyniły się do uściślenia i udoskonalenia przekładu.
Zofia Chechlińska
PRZEDMOWA
Pomijając Biblię, zabytki świata starożytnego z dziedziny sztuk wizualnych wycisnęły większe piętno na naszej wyobraźni niż inne zabytki tej epoki. Nasze wizje krążą wokół piramid wyłaniających się z żółtych piasków, wokół fantastycznych zarysów stup i pagod, uroczystych portyków greckich i rzymskich świątyń, odcinających się od słonecznego nieba. Ale wizje te są nieme.
Nie słyszymy muzyków dworskich faraona, tak żywo przedstawianych na wewnętrznych ścianach grobowców i piramid; nie wiemy, jak w starożytnych Chinach „uderzano w płyty kamienne" i jak „posługiwano się k%n i sze", aby „przywołać przodków na ziemię". Nie możemy również słuchać śpiewającej młodzieży, która uroczyście wstępowała do Partenonu, ażeby złożyć ofiarę i uczestniczyć w nabożeństwie. Muzyka, sztuka niematerialna i przemijająca, była w starożytności bardzo rzadko notowana, a nawet jeśli zachowały się nieliczne zapisy, to w zasadzie nie dają one wyobrażenia o jej rzeczywistym brzmieniu.
Muzyka świata starożytnego przebrzmiała. Jedno jednalk może i powinno przetrwać: historia tytanicznej walki człowieka o uwolnienie muzyki z ograniczeń, które miała ona w społeczeństwie pierwotnym, o ścisłe oparcie jej praw o naturę, o nadanie muzyce siły i subtelności, pozwalających na wyrażanie ludzkich uczuć rozpaczy i triumfu, miłości, grozy i nadziei.
Ta walka jest czymś więcej niż tylko sprawą muzyki. Jest to walka, którą rodzaj ludzki toczył o podniesienie się z prymitywnych warunków, walka przeciw gnuśności głęboko zakorzenionych nawyków i przeciw tępemu samozadowoleniu. Jej rezultatem był indywidualizm, ale indywidualizm różny od anarchii dzięki ścisłym normom, które uczeni tworzyli w oparciu o prawa natury.
W muzyce od tysięcy lat utrzymywana jest równowaga między dwoma podstawowymi elementami — materialnym i niematerialnym; z jednej strony dźwięk jest drganiem materii, rządzonym stosunkami matematycznymi, z drugiej — dzieła sztuki muzycznej są niematerialne i — w rzeczywistości — niewymierne. Obserwacja tego jest rzeczą fascynującą. Jeszcze bardziej fascynujący jest fakt, w jak różny sposób te przeciwieństwa były utrzymywane w równowadze, i jak, mimo tych wszystkich różnic, ludy żyjące daleko od siebie szły podobnymi drogami i tworzyły nieświadomie swoiste zespoły łączące Greków i Japończyków, Hindusów i Arabów, Europejczyków i Północnoamerykańskich Indian.
Związki te jeszcze nigdy nie były przedstawione w literaturze. Wprawdzie niezliczona ilość niekompetentnych i mniej imponująca liczba kompetentnych autorów opisywała muzykę ludów pierwotnych, muzykę orientalną i grecką, ale autorzy ci zajmowali się jedynie pewnymi aspektami muzyki poszczególnych krajów: Chin, Indii lub Grecji. Poza doskonałą, choć krótką, bo zaledwie stustronieową rozprawą Roberta Lachmanna Musik des Orients (Wrocław 1929), żadna inna książka nie obejmuje wszystkich różnych, a jednak talk ściśle powiązanych stylów Wschodu oraz różnorodnych łączących się z nimi problemów. W jeszcze mniejszym stopniu przedmiotem rozważań były organiczne związki muzyki (starożytnej Grecji i Orientu, nie miówiąc już o integracji ich obu w powszechnej historii muzyki.
Studiując tę pierwszą próbę syntezy, czytelnik nie powinien zapominać, że książka niniejsza traktuje o rozwoju muzyki w świecie starożytnym i w związku z tym w niewielkim stopniu zajmuje się praktyką oraz fałszywym lub prawidłowym pojmowaniem średniowiecznej i nowożytnej muzyiki Orientu z wyjątkiem wypadków rzucających światło na starożytność. Czytelnik nie powinien również zapominać o trudnościach, jakie napotyka tego rodzaju próba syntezy wskutek niekompletności źródeł zarówno muzycznych, jak i pozamuzycznych.
Mimo to sądzę, że uzyskane rezultaty usprawiedliwiają mój wysiłek. Udało się bowiem wyraźniej określić cechy stylu muzyki ludów pierwotnych, zinterpretować na nowo»systemy orientalne, odpowiedzieć na liczne nierozwiązane kwestie, dotyczące muzycznej teorii i praktyki Greków, a także pokazać korzenie, z których wyrosła muzyka Zachodu.
II O ZD ZIAŁ PIERWSZY
Początki muzyki
1. Muzyka w społeczeństwie pierwotnym
Nauka, jak dotąd, nie rozproszyła mgły, w której poprzednie stulecia widziały niejasne cienie bóstw i bohaterów, którzy w najwyższym akcie tworzenia „wynaleźli" muzykę. Liczni filozofowie, ekonomiści i przyrodnicy usiłowali w ciągu ostatnich dwustu lat dojść do prawdy, ale jak dotąd, nie zdołali zaprezentować ani w pełni wiarygodnej teorii dotyczącej powstania muzyki, ani żadnych bezspornych faktów na ten temat.
Jedną z teorii dotyczących powstania muzyki była teoria „naśladowania zwierząt". Niewątpliwie jest prawdą, że ptaki śpiewają, ale zoologowie niestety nie klasyfikują ich jako przodków człowieka. Ssaki, najbliżsi krewni człowieka, mogą skowyczeć i świstać, szczekać i ryczeć; małpa, jego najbliższy kuzyn, chrzą- ka i kaszle; śpiewu jednak nie ma wśród najbliższych człowiekowi zwierząt.
Karol Darwin, wnikając głębiej w naturę, próbował szukać źródeł muzyfki w zalotach i poszukiwaniu partnera. Poglądowi temu zaprzecza jednak fakt, że zaloty odgrywają nieistotną rolę w najstarszych pieśniach człowieka. Kiedy słynna książka Karola Buchera Arbeit und Rhytmus (I wyd. 1896) opisywała muzykę jako środek ułatwiający pracę zespołową, krytyka słusznie oponowała, stwierdzając, że praca zespołowa nie istniała wśrpd najbardziej prymitywnych plemion.
Trzecia teoria była znacznie bardziej rozpowszechniona i trwała. Według niej muzyka wywodzi się z języka mówionego, jest ona ekspresyjną mową. Teorię tę rozwijali filozofowie — Jan Jakub Rousseau we Francji, Herbert Spencer w Anglii i szereg innych w różnych krajach — i entuzjastycznie popierali ją muzycy, poczynając od włoskich mistrzów stile rappresentativo e recitativo ok. 1600 r. aż do Ryszarda Wagnera. Nie byłoby sensu powtarzać i analizować licznych opinii za i przeciw tej teorii Ważne jest natomiast, że wszystkie one zarówno popierające omawianą teorię, jak i jej się przeciwstawiające, były fałszywe, ponieważ wychodziły z dwóch błędnych założeń.
Po pierwsze, zakładano, że tak złożone zjawisko, jakim jest muzyka, wypłynęło z jednego źródła, co samo przez się jest nieprawdopodobne. Muzyka, powiązana z odruchami motorycznymi naszych ciał, z niejasnymi obrazami naszych wyobrażeń i z na- sżym życiem uczuciowym w całej jego głębi, wymyka się przy jakiejkolwiek próbie ujęcia jej w formułę.
Drugi błąd polegał na tym, że za punkt wyjścia przyjmowano znaną nam muzykę i język. W ten sposób czytelnikowi, chcącemu dowiedzieć się o pochodzeniu muzyki, prezentowano przykłady z VII Symfonii Beethovena i Du bist die Ruh Schuberta oraz próbki wzięte ze współczesnej angielskiej i francuskiej melodyki mowy. W jednym, szczególnie jaskrawym wypadku autor sam zdradził się nieświadomie, że jego wnioski dotyczące pierwotnego rozwoju muzyki opierają się na akcencie w dialekcie lipskim. Jest rzeczą dziwną i prawie niezrozumiałą, że ludzie przyzwyczajeni do metod naukowych w odniesieniu do muzyki zadowalają się domysłami i przypuszczeniami. Krytycy uznali tę feorię za błędną, nie tyle jednak z wyżej wymienionych powodów, co z uwagi na fakt nieuwzględnienia w niej podstawowej — według nich — różnicy między muzyką i mową: muzyka operuje ściśle określonymi interwałami, podczas gdy wysokości i interwały mowy są nieustalone. Znajomość najprostszych faktów z zakresu muzyki wschodnio-az j a tyckie j obala jednak ten argument, bowiem styl melodyczny japońskich dramatów no opiera się właśnie na nie ustalonych odległościach. Ta uwaga nie jest wyznaniem wiary w teorię Rousseau i Spencera. Przeciwnie, do-
1 Por. C. Stumpf Musikpsychologie tn England. „VierteljahrsschTift fiir Musikwissen!scłla^ft,^ t. I, 1885, s. 261 - 349; — C. Vega Teońas del orwen de la m&siea, ,,£initesijs", t. II, 1929, s. 179 -190.
wodzi ona, że teorie są bezużyteczne, jeśli nie opierają się na ]X)wiązanych historycznie faktach.
Dlatego też odłóżmy teorię do czasu aż będziemy w stanie wskazać możliwie jak najdokładniej na początki muzyki. Zamiast zgadywania, jak mogły owe początki wyglądać, cofniemy się do najstarszych zachowanych form muzyki. Czuję się zakłopotany pisaniem takiego 'truizmu, niestety jednak konieczne jest zaakcentowanie prostej prawdy, że pieśni Pigmejów i ludów pigmej skich są znacznie bliższe początkom muzyiki niż symfonie. Beethovena i pieśni Schuberta.
*
* *
śledząc najdalej wstecz losy ludzkości, nie jesteśmy w stanie dojrzeć początków muzyki. Nawet muzyka najbardziej prymitywnych plemion reprezentuje dalszy etap rozwoju. Wprawdzie podróżnicy wspominają, iż pewne ludy na niskim etapie rozwoju kulturowego, np. brazylijscy Guarani, są jeszcze za bardzo zajęte walką o byt, alby myśleć o muzyce, zabawach i tańcach, ale takie opowieści są mało przekonywające. Jest bardziej prawdopodobne, że brak muzyki u tych ludów wynikał z upadku kultury, niż że muzyka jeszcze się nie pojawiła. W większości wypadków jednak podróżnicy byli wprowadzani w błąd milczeniem, jakie zastali. Ludy prymitywne są płochliwe wobec białych gości i często wolą udawać, że w ogóle nie śpiewają i nie tańczą, niż prezentować swoje obrzędy i widowiska niewtajemniczonym przybyszom. W innych wypadkach wykonywanie muzyki i tańców ograniczone jest jedynie do nielicznych, specjalnych ceremonii, a poza nimi zabronione, aby nie przeszkadzało w normalnym biegu życia ludzi.
Ponieważ nie możemy obserwować samego powstania muzyki, musimy zająć isię jej najwcześniejszym, dającym się zaobserwować stadium rozwojowym. Żadne uprzedzenie ani pozorne prawdopodobieństwo nie wystarczy w jego poszukiwaniu. Jedyną dopuszczalną hipotezą roboczą jest założenie, że najstarsze ^przejawy muzyka muszą występować wśród najbardziej prymitywnych ludów, w przeciwieństwie do najstarszych przejawów języka, które zaginęły i zostały zastąpione przez bardziej rozwinięte języki cywilizowanych sąsiadów 2.
Plemiona całego świata, ludy d rasy od początku historii żyją w ciągłych wzajemnych kontaktach. W tym procesie wymiany i łączenia się ludzie odrzucili swoją broń, narzędzia i sprzęty na rzecz lepszych, zachowali jednak swoje stare pieśni, ponieważ śpiew, wyraz duszy ludzkiej i bodźców ruchowych, niewiele ma wspólnego ze zmienną powierzchnią życia i nie ma nic wspólnego z walką o byt. Oto dlaczego muzyka jest jednym z najbardziej stałych elementów w rozwoju rodzaju ludzkiego. Element ten jest tak trwały, że ludy na stosunkowo wysokim szczeblu, kulturowym, np. Polinezyjczycy i Mikronezyjczycy, a także lud wiejski wielu rejonów Europy, trzymają się stylów muzycznych o zadziwiająco archaicznym charakterze, faktycznie najbardziej prymitywnym charakterze, jaki znamy. Toteż ogólna kultura danego ludu nie może być oceniana poprzez jego muzykę, natomiast na odwrót można mieć nadzieję, że muzyka najbardziej prymitywnych ludów utrzymała się w pierwotnym stadium rozwoju bez naleciałości kultur bardziej rozwiniętych.
*
* *
Termin „ludy najbardziej pierwotne" nie jest całkiem poprawny. Jesteśmy w pełni świadomi, że wśród ras żyjących obecnie nie ma grupy ludzkiej, której nie poprzedzałby wcześniejszy, niższy szczebel rozwojowy. Mimo to, niektóre ludy reprezentują etap rozwoju społecznego, który możemy określić jako minimum. Są to w szczególności te ludy, które żyją na wolnym powietrzu, bez jakiegokolwiek dachu nad głową, wyjąwszy jaskinię lub sklecone ina prędce schronienie przed złą pogodą. Ludy te śpiewają, ale nie posiadają własnych instrumentów.
Toteż najstarszym przejawem muzyki jest śpiew.
Przenika on całe życie pierwotnego człowieka, nawet jeśli jest najbardziej rudymentarny; łączy się z jego poeziją, bawi w czasie odpoczynku i spokojnej pracy, podnieca i uspokaja, wprowadza w hipnotyczny trans tych, którzy poprzez magiczne zaklęcia leczą chorych i sprowadzają szczęście i życie; utrzymuje w ruchu zmęczone mięśnie tancerzy, pobudza walczących do walki, wprowadza Indianki w ekstazę.
„Najbardziej prymitywne plemię, z jakim się zetknąłem, to plemię Kanikas... Jego przedstawiciele powiedzieli mi: «żyjemy wśród tygrysów i słoni. Nie boimy się ich. Mówimy do tygrysa „hu" i on odchodzi...». Naczelnik wsi podniósł swoje kokkara (żelazna rura do pocierania), pochylił nad nim głowę i szeptał modlitwę. Drugi uczynił podobnie i jeszcze trzeci poszedł w ich ślady, pocierając kokkara ruchem kołyszącym ze wzrastającym podnieceniem. Wódz wymienił dwadzieścia lub trzydzieści bóstw bez jakiejś szczególnej kolejności, powtarzając niektóre z nich częściej niż inne. Po około pięciu minutach jeden z mężczyzn zaczął się gwałt owinie trząść i trzymając kokkara obydwoma rękami przed sobą, uderzał ni»rn rytmicznie w ziemię. Następnie zaczął się trząść wódz, a jego atak był jeszcze bardziej gwałtowny. Rzucał się na 'wszystkie strony, jego pagń odpadło i włosy mu się rozwiały. Trzeci z mężczyzn, kiedy przyszedł na niego atak, skoczył ze swej pozycji siedzącej oikoło trzy stopy w górę i upadł z powrotem do pozycji wyjściowej ze skrzyżowanymi nogami. Cały obrządek był •przeplatamy krzykami i wyciem poszczególnych wykonawców. Kiedy wszystko to się sikońezyło, mantizomenoi, szlochając, gwałtownie pochylili się do iprizodu i po minucie doszli do sieibie. Człowiek czuł się zażenowany będąc jedynie zainteresowanym widzem wśród tak wielkiego oddania"8.
Ten rodzaj śpiewów reprezentują typowe pieśni wykonywane przez-szamanów w czasie prób uzdrawiania swoich współpłemień- ców. Za przykład może służyć pieśń znachora z Taulipang w północnej Brazylii. Ciągle jest tu powtarzany drobny, motyw, składający się z szybkiej trioli i przetrzymanego dźwięku wyższego <> pół tonu.
Przykł. 1: Taulipang (wg Hornbostela)
Triole wykonywane są bez brania oddechu; tempo wzrasta, dźwięki stają się nieregularne i niedokładne, i w końcu melodia, tracąc swą formę i rytmiczne rozczłonkowanie, opada nieco niżej.
3 A. H. Fox Straingways The Musie oj Hindostan. Oxford 1914, s. 44 -
Tu wybrzmię wa na dźwięku finalnym, który w naszym przykładzie trwa osiemnaście sekund 4.
*
Pierwotny śpiewak zachowuje się w różny sposób. Często powstrzymuje się od skrajnej wysokości i siły dźwięku, ale kiedy szaleństwo pcha go do ekstremów, jego śpiew staje się nienaturalny, nie jest on podobny do głosu śpiewaka i to jest zamierzone. Śpiew powinien mieć charakter nadnaturalny, nadludzki. Wykonawca mówi jak brzuehomówca, śpiewa przez nos, krzyczy i jodłuje 5, wyje i skrżeczy, ale nigdy nie jest taki, jaki chce być współczesny śpiewak: swobodny i naturalny.
Pierwotni śpiewacy stosowali nawet specjalne środki, które można by nazwać „maskami głosowymi", aby zamaskować naturalny głos. U Czukczów na północnej Syberii szaman „używa b^bna dó modyfikacji barwy swego głosu. W tym celu umieszcza instrument wprost przed ustami lub obraca nim, ustawiając go pod kątem" 6. Najwcześniejsze trąbki były megafonami, wyciętymi z pustej gałęzi, albo szerokiej trzciny, do których człowiek śpiewał7. W jednym z na jprymity wniejszyeh szczepów Nowej Gwinei wódz zawsze „w czasie publicznego przemawiania trzyma róg-muszię przed ustami, czym nadaje swemu głosowi dudniące brzmienie" 8. Tak zwany mirliton9, cienka i silnie napręT żona błona, miał właśnie za zadanie nadawać głosowi śpiewaka brzęczącą, nosową barwę.
Wszystko to stanowi silny argument przeciwko poglądowi, że muzyka wywodzi się z mowy.
, • i
