Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Kraszewski Ignacy Jozef - Dzieje Polski 17 - Ma...doc
Скачиваний:
0
Добавлен:
01.04.2025
Размер:
1.51 Mб
Скачать

I to złe, I to złe, jakże tu wam dogodzić?

- Byłby na to sposób, gdybyś Miłość Wasza wcale o małżeństwie nie myślał -odezwał się Oleśnicki.

- Nie jest ono potrzebne.

- Wam!

- przerwał król gwałtownie.

- A ja nie dla was się żenię!

Zerwaną na krótko rozmowę Jagiełło na nowo począł.

- Chwalą ją, że dobrą i łagodną jest.

- Trudno o tym sądzić - rzekł Oleśnicki - lecz że śmiałą jest, o tym wiem, a muszę dodać, co mi każe sumienie, że małżeństwu przeciwną nie będzie.

- Król w szerokie dłonie uderzył i na głos się śmiał, oczyma pomrugując.

Wtem Oleśnicki, rad na co innego zwrócić uwagę, o Witoldzie rozpoczął, o jego zamysłach podbojów na Rusi, o wiązaniu się niedobrym z Krzyżakami.

Ze spuszczoną głową słuchał milczący już Jagiełło posępnie.

Wiedział, że Oleśnicki nie lubił Witolda, i z pełna nie dawał wiary temu, co mówił, posądzając go o przesadę.

Nie sprzeciwiał się jednak na próżno.

Trzydziestokilkoletnie panowanie w Polsce oswoiło go już z położeniem, z granicami władzy i z ludźmi, co go otaczali.

Wiedział Jagiełło, że sam jeden nie przemoże szlachty i panów, którzy swoich praw pilno strzegli, starając się o rozszerzenie ich, a nie dopuszczając najmniejszego zamachu na ich ścieśnienie.

Wyrzekł się dawno myśli o tym i płynął z prądem, któremu oprzeć się nie mógł.

Niekiedy udawało mu się kupić sobie -stronników z cicha popierających go, ale i ci, jak biskup Jastrzębiec, głośno przeciw panom senatorom i radzie nie śmieli wystąpić.

Z tym biernym stanowiskiem swym, na którym cześć odbierał, łaski mógł świadczyć i łowami się zabawiać, pogodził się w końcu szukając w Mazowszu u siostry, u Witolda w Litwie, na Rusi swobody, której nie miał w samej Polsce.

Zarazem też spadało z ramion jego brzemię wielkie odpowiedzialności za losy państwa, którymi inni się za niego opiekowali.

Zygmunt, król rzymski, Witold, oba samoistniejsi, ile razy wprost Jagiełłę zyskać sobie chcieli, spodziewając się, iż on pokieruje sprawami Polski po ich myśli, rozbijali się za każdym razem o to, że król wobec Zbyszka i panów krakowskich w końcu się bezsilnym wyznawał i odsyłał do nich.

W tym roku Władysław musiał, może przeciwko woli swej, zrzec się przyniesionej mu i ofiarowanej czeskiej korony, z którą razem trzeba było kacerstwo poślubić i narazić się Rzymowi.

W jednej tylko sprawie krzyżackiego Zakonu Jagiełło zachował sobie własną wolę i żywo się nią zajmował, ale tu był w zgodzie z doradcami swymi, którzy również jak on na zupełne złamanie potęgi krzyżackiej nastawali.

Po rozmowie o Sonce, której już król nie przedłużał, zwróciła się ona na sprawę z Zakonem i dwuznaczne stosunki Witolda z nim.

- Miłościwy Panie - odezwał się ze swą otwartością niekiedy szorstką i bezwzględną Oleśnicki.

- Przypuściwszy, że przeciw wszystkim nam zechcesz siostrzenicę Witoldową poślubić, nie poślubiszże z nią mimo swej woli i wiedzy Witoldowych myśli i zamiarów?

Tak bliska krewna, z jego ręki ci dana, przyniesie z sobą wpływ jego, złamie najmocniejsze postanowienia!

Przez krótką chwilę nie odpowiadał Jagiełło, głowę trzymając zwieszoną.

Podniósł ją potem z wolna i potrząsnął nią.

- Myślicie - rzekł - że ja, dlatego iż was słucham, tak samo i żony, i Witolda słuchać muszę i żem tylko do posłuszeństwa stworzony.

Znacie więc mnie, a nie poznaliście, jakim jestem.

Słucham was, bo mi całe życie spierać się i walczyć ciężko by było i wiem, że siła złego na jednego, nie przemogę.

Po cóż daremnie mozół sobie zadawać.

Ale baba nie zapanuje nade mną nigdy.

Zbyszek się uśmiechnął.

Na Krzyżakach więc znowu dokończono rozmów i Oleśnicki wyszedł nie wiedząc, jakie będzie postanowienie królewskie co do ożenienia.

Przez kilka dni król unikał o tym rozmowy i wzmianki.

Bawił się tymczasem przyszłym małżonkiem córki swojej Jadwigi, narajonym jej ośmioletnim Brandenburczykiem, ciesząc, że choć po kądzieli przejdzie korona na krew jego.

Oleśnicki co dzień widywał Jagiełłę i o małżeństwie nie słysząc uspokajał się, bo sądził, że król o nim zapomni i zlęknie się nowych związków.

Tymczasem stary pan ważył w myśli wszystkie niedogodności i niebezpieczeństwa, widział je, rachował, ale krewkość przemogła.

Księżniczka piękna była i młoda, miałże ostatniej w życiu pociechy się pozbawiać?

Nie wolno mu było jeszcze się raz o szczęście pokusić?

W tej niepewności gotów był na losy i na traf zdać rozstrzygnięcie, gdy jednego dnia na łowy wyruszywszy do Niepołomic on, co się spotkania starych bab lękał i przystępować im do siebie nie dawał, w podwórcu zameczku niepołomickiego wieczorem postrzegł cały swój dwór cisnący się do jakiejś staruszki, która - głośno wykrzykując i rękami poruszając - zabawiała młodzież jakimiś gadkami.

Posłał się dowiedzieć, co to było.

Hincza przyniósł mu wiadomość, że stara wędrowna z Pokucia baba Rusinka wszystkim wróżyła.

Pomimo zabobonnej obawy uroku nie mógł wytrzymać król i babę kazał do izby przyprowadzić nie mówiąc jej, że królem był, aby i jemu przyszłość przepowiedziała.

Uczynił to tym uspokojony, iż Hincza zaprzysiągł, jako babę widział w kościele, w kruchcie, święconą wodą żegnającą się i modlącą na klęczkach.

Stara przyprowadzona do izby prawie gwałtem, bo się obawiała, aby ją jako czarownicę nie zamknięto, po długim wahaniu z wosku poczęła królowi wróżyć.

Zapowiadała mu, że się wkrótce ożeni i mieć będzie żonę piękną i młodą, a z niej aż troje potomstwa, z których dwóch panować będą na ziemi, a jeden w niebie.

Król i śmiał się z tego, i ramionami ruszał, kazał babę nagrodzić, niewiele niby ważył, co plotła, lecz mimo woli wróżba w nim wzmocniła postanowienie ożenienia.

Obawiając się oporu ze strony Zbyszka, Jagiełło potajemnie miejskiemu pisarzowi kazał list do Witolda ułożyć po niemiecku, oznajmujący mu, że na Litwie będzie wedle zwyczaju o Bożym Narodzeniu i nawiedzi go w Trokach, gdzie się o dzień ślubu z Sonką ułożą.

Hincza z tym pismem miał się niepostrzeżenie wykraść i zawieźć go tak, aby się w Krakowie między panami nic nie domyślano.

Do takich spraw żwawy, obrotny i ochotny, gdzie trzeba było głowy i grzbiet nastawić, Hincza nadawał się doskonale.

Nie był tak znaczną postacią na dworze, aby ubytek jej postrzeżono i podejrzenie powzięto; zjawiał się i znikał, a król wierności jego ufał.

Puścił się więc Działosza znanymi drogami znowu ku Wilnu, gdy w Krakowie jeszcze naradzano się nad tym, jak by króla od ożenienia odwieść i wyrwać z rąk Witolda.

Sonka bowiem dla wszystkich wyobrażała tu jego ucho i żelazną rękę.

Rozdział IV.

Na trockim zamku oczekiwano na króla.

Była to ulubiona siedziba Witolda, w której on może się więcej czuł panem niezależnym niż w Wilnie.

Nawykł ją był uważać za dziedzictwo swe i ojcowiznę, za swe dzieło.

Murował się tu, ozdabiał zamki oba, obwarowywał je, przenosząc pobyt w nich cichy, spokojny, nad gwar wileńskiego grodu, stolicy.

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]