Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Kraszewski Ignacy Jozef - Dzieje Polski 17 - Ma...doc
Скачиваний:
0
Добавлен:
04.01.2020
Размер:
1.51 Mб
Скачать

I przerwawszy narzekanie zawołał: - Widzieliście go?

Mówiliście z nim?

- Jeszcze wczoraj - rzekł Holszański cicho, oczyma biegając dokoła.

- Zawzięty jest i zapamiętały, ano, znacie go, sierdzi się niedługo, wytrwać nie umie, opadną te gniewy.

- Dałby Bóg - westchnął król.

Wtem podkanclerzy Drzewicki przystąpił i zwrócił się do księcia: - Wasza Miłość powinni byście przemówić do kniazia Swidrygiełły - odezwał się.

- Niewidziana to rzecz, aby kto pana swojego więził tak i nękał.

Jeżeli to zemsta, niewczesna i niechrześcijańska, przecież mu król za to, co cierpiał, wynagrodził dając Litwę.

Jagiełło i inni, obstąpiwszy Holszańskiego, poczęli z żalami i skargami obracać się ku niemu.

Kniaź słuchał i milczał.

Z postawy jego tylko i słów niewielu domyślać się było można, że na przyszłość lepiej tuszył i zmiany się spodziewał.

- Ja tu jeszcze zostanę czas jakii - szepnął w końcu - no i za pośrednika służyć jestem gotów.

Nie pojadę stąd, aż doczekam, że się to na lepsze obróci.

Uradowany król, powstawszy, ściskać zaczął księcia Siemiona, który nie chcąc się podać w podejrzenie, wprędce go pożegnał i nazad z zamku do dworca Gastoldowego powrócił.

Chciał, przy Swidrygielle stojąc ciągle, nowym gwałtom zapobiec.

Przybycie to kniazia Siemiona, listów papieskich, o których już wiedział, a nawet Hinczy z Rogowa, nieco Jagiełłę w tym ucisku podźwignęło i dodało lepszej otuchy.

Swidrygiełło, który wprzód napadał go niemal co dzień łajaniem i groźbami, nękał bez litości, nie pokazał się przez dni kilka na zamku.

Towarzyszący Jagielle Polacy korzystali z tego, myśl swą oswobodzenia króla, choćby morderstwem, potajemnie tak rozbierając i przygotowując się do wykonania, ażeby w chwili dogodnej mogła przyjść do skutku.

Andrzej z Tęczyna i Mężyk opatrywali wszystkie kąty, obchodzili podwórza, obliczali ludzi, rozporządzali wcześnie, gdzie kto stanąć ma i podzielili między siebie robotę.

Wszyscy zaprzysięgli, że gdyby ważył się znowu kniaź napaść na króla, lżyć go i odgrażać się, rzucą się na niego, zamordują i natychmiast hasło dadzą wyrzucenia z zamku niewielkiej załogi.

Gdyby Swidrygiełło przyjechał, jeden miał stać pod oknem i czekać znaku chustą, że Swidrygiełło nie żyje, aby z Litwą sobie radzić i zamek osadzać.

Hincza, którego przypuszczono do rady i do czynu, całym sercem przystał do nich.

Rozdział XIII.

W niedzielę następną biskup wileński Maciej znowu w kaplicy, naprędce przy królewskiej komnacie urządzonej, odprawił mszę świętą.

Od owego piątku ani Swidrygiełło, ani Siemion Holszański na zamek nie zaglądali.

Głucho było.

Wieści żadne ze dworca Gastoldowego nie dochodziły, a cisza ta dziwna niecierpliwość Polaków i niepokój ich o pana zwiększała.

Obawiano się, ażeby Swidrygiełło, podstępem jakim lub przemocą króla porwawszy, nie wysłał go na inny jaki zamek w głębi Litwy i od dworu nie oddzielił.

Nie odstępowali go na chwilę.

Przebąkiwano o tym, że do Krewa albo do Nowogródka chcą Jagiełłę wysłać, a Andrzej z Tęczyna, Mężyk, Hincza i inni przemyśliwali, jak się oprzeć gwałtowi.

Nieco jednak rachowano na kniazia Siemiona.

Po mszy świętej biskup, króla na osobność wziąwszy, zwiastował mu nowinę, którą miał przez ojców franciszkanów, że szlachta na zjeździe uchwaliła wszystkimi siłami natychmiast zebrać się w Kijanach nad Wieprzem i nie mieszkając, stąd ruszyć na Litwę.

Swidrygiełło -miał już o tym od wczoraj wiadomość i gdy goniec mu doniósł, wrzeszczano i wykrzykiwano tak na Gastoldowym dworze, że się ściany trzęsły.

Rwali się bojarowie po pijanemu, odgrażali, lecz Swidrygiełło obrachował się pono i wąsy tylko gryzł a klął...

Nie spodziewał się, aby tak prędko Polacy ruszyć się mogli.

Król uradował się i nastraszył, aby wiadomość o wojsku nieco już uchodzonego nie rozjątrzyła Swidrygiełły.

Ksiądz Maciej, donosząc o tym, wynosił pod niebiosa wielką gorliwość i starania królowej Sonki, która nie miała spoczynku, dopóki zjazdu nie wyprosiła, a potem sama na nim nie wymodliła postanowienia zbierania się pospiesznego wojsk dla oswobodzenia króla.

Mówił, że cała Korona wiedziała, iż pośpiech ten był dziełem królowej.

Usłyszawszy to zasromał się Jagiełło i oczy spuścił, czuł się winnym.

Ksiądz Maciej upewniał go, iż wielkiej trwogi, boleści a niezmiernego trudu królowej ci, co świadkami byli, jak gorliwie zabiegała, wydziwić się i odchwalić nie mogli.

Ona jedna sprawiła to na zjeździe, iż się nie ociągano do wiosny, ale póki jeszcze trzymała zima, wyruszyć postanowiono, korzystając z błot i rzek zamarzłych.

Stali tak rozmawiając u okna, gdy Jagiełło, spojrzawszy w nie, pobladł.

We wrotach, które widać stąd było, zobaczył wjeżdżającego na koniu Swidrygiełłę.

Szczęściem, towarzyszył mu kniaź Siemion.

Dworzanie spiskowi, z daleka jadącego zobaczywszy kniazia, wedle danego słowa, natychmiast się obwołali, aby każdy stanął w miejscu wyznaczonym.

Ruch się zrobił, biegali, sykali, za oręż chwytali, a Andrzej z Tęczyna, Mężyk i Hincza, i siedmiu najsilniejszych umieścili się pode drzwiami komnaty, tak aby na dany znak piorunem wpaść do niej.

Króla ogarnął niepokój wielki, zażądał od biskupa, aby go nie opuszczał, w tej nadziei, że świadek obcy, osoba duchowna, może wybuch gniewu, do którego był przygotowany, pohamować.

Od dawna nie widywał inaczej Swidrygiełły jak z wściekłością, groźbami i słowy zelżywymi wpadającego na zamek.

Cisza zaległa komnatę i u drzwi tylko, pod którymi stali spiskowi, uchyliwszy je tak, aby klamki podnosić nie było potrzeba, ciężkie oddechy słychać było.

Andrzej z Tęczyna przeżegnał się, westchnął do Boga i tulichę dobył.