Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Kraszewski Ignacy Jozef - Dzieje Polski 17 - Ma...doc
Скачиваний:
0
Добавлен:
01.04.2025
Размер:
1.51 Mб
Скачать

I znowu niewidzialne ręce otwarły je przed nią, cały orszak niewieści znikł za nimi.

Biskup Zbigniew, jakby czuł potrzebę zbliżenia się do Boga w tej chwili, przykląkł przed krzyżem, złożył ręce i modlić się począł.

Senatorowie stali nieruchomi, myślą się z nim łącząc w tych niemych modłach.

Każdemu z nich spadło brzemię z piersi, oddychali swobodniej, ale z poruszeń wnosić było można, że chcieli co najrychlej opuścić i tę salę, i zamek.

Biskup modlił się długo, wstał nareszcie, zdjął z ramion stułę, ucałował ją, krzyż przycisnął do piersi i spojrzał po swych towarzyszach.

- Należały się Bogu dzięki - rzekł stłumionym głosem.

- Pokój i zgoda powrócą może pod ten dach królów naszych, lecz dopóki żyw litewski książę, człowiek, co niczego zapomnieć, nic przebaczyć i wyrzec się niczego nie umie, czuwać musimy.

Męczennicą jest królowa.

- Miły Boże - dodał Jan z Tarnowa - stary król przecie raz go poznać powinien.

- Król?

- odparł biskup.

- On dla całej rodziny swej i kraju ma miłość tak wielką i słabość taką, iż stokroć przekonany, że ona mu jej nie odpłaca wzajemną, zawsze na nowo daje się wywieść w pole.

Gdybyśmy nad nim nie czuwali...

Wtem Krystyn z Ostrowa dodał: - Wiek też go słabym czyni...

Wiele mu przebaczyć należy.

- Wiek - rzekł biskup - tak samo na twarzach sędziwych nieznaczne brodawki i znamiona powiększa, jak w duszy wady człowieka.

Nad starością czuwać trzeba i ona nad sobą czuwać powinna.

- Serce mi pękało - przerwał ciszej Jan z Tarnowa - gdym na królową patrzał.

Bóg ją jednak obdarzył siłą niepospolitą.

- W przyszłości wiele jej jeszcze, zapewne potrzebować będzie - dodał biskup.

Zaczęli wychodzić wszyscy, żegnając Oleśnickiego, który - w przedsieni oczekującemu kapelanowi oddawszy krzyż i stułę - sam poszedł do królowej.

Czuł, że w chwili tej słowa pociechy i pokrzepienia potrzebować może.

Ochmistrz Nałęcz Malski przyjmował panie, które wraz z królową składały przysięgę, a Sonka wsunęła się do swej izby osobnej i tam biskup znalazł ją w krześle, z oczyma załzawionymi.

Na widok jego wstała i otarła je prędko, starając się przybrać twarz weselszą.

Przyszła raz jeszcze ucałować rękę Zbigniewa.

- Ojcze mój - rzekła głosem zmienionym - winnam ci wiele, nie opuszczajże mnie jeszcze.

Są ludzie, co cierpią za mnie i dla mnie niewinni.

Ja za nimi przemówić nie mogę, aby się nie podać w podejrzenie.

Spojrzała na niego.

- Przemów za nimi, ojcze.

- Słusznym to jest - rzekł Oleśnicki - ale do dworu na powrót przyjmować ich nie można.

Nagrodzić, co ucierpieli, znajdzie się zręczność.

- Król?

- zapytała Sonka.

- Doniosę mu o wszystkim, spodziewam się przejednania i zgody.

Choćby winien był, przebaczyć mu należy...

- Nie dam mu uczuć nawet, żem była przez niego pokrzywdzoną - odpowiedziała królowa.

- Wina nie jego; złych ludzi i nieprzyjaznego mi Witolda.

Ten za to nawet mścić się zechce, iż zgubić mnie nie mógł.

Nie odpowiedział na to biskup.

Kilka słów pociechy religijnej zakończyło krótką rozmowę.

Król o wszystkim był zawczasu zawiadomiony; czuł potrzebę zbliżenia się do królowej, lecz obawiał się wymówek, a wiedział, że pożycie po tym przesileniu bolesnym dawne powrócić nie mogło.

Biskup nakłaniał go do powrotu, ociągał się Jagiełło.

Zawsze tym samym trybem, przenosząc się z miejsca na miejsce, z Wielkiej Polski na Mazowsze, w Sandomierskie, na Ruś, polował, naradzał się często po małych miasteczkach ze zwołanymi tam panami, Krakowa unikał; sprawy kraju były na rękach biskupa i rady.

Królowa, odosobnione wiodąca życie, wychowywała synów i cierpliwie znosiła wdowieństwo swoje.

Przyrzeczenie biskupa, który miał wyjednać uwolnienie uwięzionych, nierychło spełnionym być mogło.

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]