Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Kraszewski Jozef Ignacy - Dzieje Polski 18 - St...doc
Скачиваний:
0
Добавлен:
01.04.2025
Размер:
1.46 Mб
Скачать

Idźcie I wy: Wdziejcie szaty obrzędowe.

Cesarz chce, aby jak najwięcej osób przytomnych było ostatnim jego godzinom.

Tu przybyły zwrócił się do siedzącego Grzegorza z Sanoka: - Z sukni widzę, że i wy jesteście duchownym.

- Tak, alem obcy tu, podróżny.

- Katolik wśród katolików nigdzie obcym nie jest, macie obowiązek i wy oddać ostatnią posługę chrześcijańskiemu cesarzowi i królowi rzymskiemu.

- Sukni nie mam - odparł Grzegorz.

- Te się u miejscowego księdza znajdą - nalegał dworzanin.

- Mam polecenie wszystkich księży na zamek prowadzić.

Pójdziecie z nami.

Zaskoczony w ten sposób Grzegorz, chociaż miał wielką obawę, aby go nie poznano, opierać się nie śmiał, nie chcąc podać w podejrzenie.

Ksiądz też dawał mu znaki i upewniał, że albę, komżę, lub kapę znajdzie dla niego.

Dworzanin naglił.

Musieli się co najprędzej przyodziać i iść za nim do zamku.

Noc tymczasem nadeszła była.

Na szarym tle jesiennego nieba czarny zamek z oknami gorejącymi światłem z dala już jakby katafalk olbrzymi wyglądał.

Bramy, podwórza, sienie, wszystko pełne było ludu, rycerstwa, dworzan, czeladzi, zbrojnych straży, wozów i koni.

Dworzanin cesarski, który prowadził księdza i Grzegorza z Sanoka, zrobił im przejście i wwiódł naprzód do wielkiej sieni, której drzwi na oścież otwarte prowadziły do przestronnej izby sklepionej.

Widok majestatyczny a dziwny uderzył ich oczy.

Cesarz Zygmunt zaledwie przybywszy tu, a czując się słabszym coraz, zawołał lekarzy, surowo im nakazując powiedzieć mu, jak mógł żyć długo.

Spowiednik i oni nie ukrywali tego przed nim, iż nocy przeżyć nie miał.

Naówczas rozkazał cesarz odziać się tak, jak miał być do grobu ubranym.

Włożono mu cesarsko kapłańskie szaty, koronę na głowę, dano berło w ręce i jabłko, okryto płaszczem i posadzono na tronie w sali.

Chciał konać wobec ludzi, dla okazania męstwa.

Na koronie zielony wieniec kazał pomieścić.

Ale jabłko i berło już dla rąk jego osłabłych były za ciężkie, ustawiono je tak, aby ich trzymać nie potrzebował.

Pod ciężarem korony uginała się głowa, lecz tej odjąć sobie nie pozwolił.

Przy świetle pochodni, które trzymali stojący komornicy widać było już trupią bladością okrywającą się twarz, wśród której oczy jeszcze niekiedy spod ciężko podnoszących się powiek błyskały.

Żył jeszcze.

Lekkie drganie głowy, nieznaczne poruszenie szat i okryć, które nogi osłaniały, zdradzało razem cierpienie i życie.

Jak gdyby w ostatniej godzinie tej obrazy życia całego przechodziły przed nim i potrącały go wspomnieniami, widać było poruszającą się brodę, zaciskające usta, marszczące czoło.

Kanclerz Szlik, zięć Albrecht stali tuż przy nim, córka Elża u nóg, płacząc, klęczała, w rękach załamanych trzymając różaniec.

Duchowieństwo ustawione blisko cicho odmawiało modlitwy, spoglądając na konającego Zygmunta, niewzruszonego, dumnego, spokojnie walczącego ze śmiercią.

Cisza panowała ugniatająca w sali, której powietrzem ciężko było oddychać.

Woń woskowych pochodni, lekarstw, którymi Zygmunta pojono, kadzideł i tylu zebranych ludzi wyziewy czyniło je nieznośnym.

Z rozkazu cesarza wpuszczano na salę z kolei cisnących się ciekawych ludzi; chciał być widzianym.

- Niech wiedzą, jak cesarz umiera!

- szepnął Szlikowi.

Obumierający wzrok jego niekiedy padał na klęczącą córkę, na blisko stojącego zięcia, któremu państwo po sobie przekazywał, na wiernego Szlika, a potem zamykały się powieki, aby oczy wewnątrz duszy patrzały.

Lekarz stojący obok dostrzegł na ostatku, że walka ostatnia się rozpoczynała.

Oddech stawał się coraz pospieszniejszym i trudniejszym, pierś podnosiła się gwałtowniej, ręce konwulsyjnie drgały, otwarły się usta.

Zdawało się, że śmierć zwycięży i wyrwie okrzyk boleści.

Wtem Zygmunt zacisnął usta, głowa wyprostowana dotąd poczęła się chylić na piersi i z czoła spadła korona potoczyła się na nogi.

Cesarz nie żył.

Duchowni uklękli, pierwszą za duszę uleciałą odmawiając modlitwę.

Elża u stóp klęcząca krzyknęła i odniesiono ją na pół zemdloną.

Szlik i Orszag bojąc się, aby ciało martwe nie zsunęło się z tronu, przytrzymali je z obu stron, póki by nie ostygło, a Albrecht podniesioną koronę włożył na skronie.

Ale na niej laurowego wieńca nie było i potomność przywrócić go nie miała.

Śmierć cesarza dozwoliła Grzegorzowi z Sanoka trochę wolniej odetchnąć.

Wszyscy nadto nią byli zajęci, aby się zaprzątać sprawą cesarzowej.

Zatrzymano ją wprawdzie w więzieniu, bo taka była wola umierającego, ale nikogo nie prześladowano i nie ścigano hrabiów Cillych.

Albrecht nadto miał w tej chwili do czynienia w Węgrzech i Czechach, aby się znęcać nad kimkolwiek i nowych sobie nieprzyjaciół przyczyniać.

Nazajutrz postanowił mistrz nasz puścić się w drogę do Krakowa.

Biedrzyka ani mógł szukać, ani on mu się nastręczył.

Sam więc jeden, rozpytawszy o gościńce, ufając sukni duchownej, która go mogła obronić od napaści, jeżeliby husytów i włóczęgów nie spotkał, wyjechał Grzegorz z Sanoka przejęty tym, co widział i co wiózł królowej Sonce.

Poselstwo jego poszło najnieszczęśliwiej i w Krakowie nie spodziewał się dobrego przyjęcia, ale winy w tym jego nie było.

Małymi dniami, ostrożnie się przebierając od miasteczka do miasteczka, odpoczywając po katolickich probostwach, znużony i wycieńczony tą podróżą, zbliżył się wreszcie Grzegorz do Krakowa.

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]