Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Kraszewski Ignacy - Dzieje polski 29 - Saskie o...doc
Скачиваний:
0
Добавлен:
01.04.2025
Размер:
1.32 Mб
Скачать

I widzę, przeczuwam, że gotowi są do zgody.

Czartoryscy spojrzeli po sobie.

Kanclerz wstał z krzesła, na które tylko co się rzucił.

- Ha!

jeżeli im tego mało - odezwał się - wymyślimy im coś takiego, na co się bez zupełnego zaparcia zgodzić nie będą mogli.

Nie kończcie w żadnym razie!

Dawajcie do zrozumienia, iż mogą być dodatkowe żądania uzupełniające.

Nie chcę zgody i nawet takiego kulawego pokoju z nimi.

Nie mogę paktyzować z warchołami.

- Jakże wam szło?

- wtrącił wojewoda.

- Zbyt dobrze jak się okazuje - rzekł starosta.

- Książę sam nie występuje, ale skryty gdzieś słucha i wszystkim kieruje.

- To się rozumie!

- szepnął Czartoryski.

- Im ta zgoda potrzebna, czyni ich wspaniałomyślnymi...

mnie ona szkodliwa, bo się okaże, iż malowałem tego diabła czarniejszym, niż jest w istocie.

- Wiedzą, żeś pojechał do mnie?

- zapytał w końcu.

- Mogą się domyślać, chociażem inny wynalazł pretekst - odparł starosta.

- Powracajże!

Jeżeli będą skłonni do zgody, przywoź mi spisane jej warunki.

Potrzeba tam coś wtrącić takiego, aby się wszystko rozbiło.

Rozumiesz mnie.

Drzwi się zaledwie zamknęły za starostą, gdy Czartoryscy po cichu z sobą żywo zaczęli coś roztrząsać.

Stolnik pozostawiony na stronie przypatrywał się atlasowi, który leżał na stole rozłożony.

- Lękam się, ażeby mnie nie dosyć zrozumiano.

Sprowadziłem pułkownika, aby mu pokazać anarchię naszą, a pokażę mu zgodę i sam sobie kłam zadam.

- Nie rozgrzewaj się tak - wtrącił wojewoda - ugoda nie podpisana.

Łatwo ją uczynić niemożebną.

- Ale chyba pokoju chcą d tout prix - zawołał kanclerz - kiedy nawet księcia Hieronima, przyszłego swojego marszałka, chcą mi poświęcić!

- Jeszcze go nie zarżnęli - rozśmiał się wojewoda - czekajmy.

- Lękam się przyjaciół więcej jeszcze niż wrogów - odparł kanclerz - gotowi mi się przysłużyć taką zgodą, która cały mój plan zrujnuje.

I książę chodził po pokoju niespokojny taki, popijał wodę, zamyślał się, zżymał, patrzył na zegarek, iż żal go było bratu.

- Zamiast się tak niepokoić, proszę cię - odezwał się - poślij lepiej kogo z kartką do nich, aby na żaden sposób do zgody nie zbliżali się, niech plączą, niech nas bodaj skompromitują, ale niech nas nie wiążą.

Nawzajem książęta się uspokajać zaczęli i doszli do tego, że przecież nic złego się stać nie może.

Stronnictwo radziwiłłowskie z porywczością swą, butą, ostentacją potęgi i popularności, uchodziło w kraju za daleko mniej zręczne i w polityce nie mogące się mierzyć ze stronnictwem Familii.

Wszystko to byli w opinii ogółu ludzie zacofani, wieku przeszłego i przepowiadano im klęskę.

W tym wszystkim w traktowaniu o zgodę nie wiadomo kto był doradcą księcia wojewody, ale mu dał radę, która choć chwilowo pomieszała wszystkie osnute plany przeciwnego obozu.

Doradzono księciu, pomawianemu o gwałty, najazdy, o przemoc wywieraną na wszystkich, co mu posłusznymi być nie chcieli, ażeby tym razem powolnym się okazał, posłusznym życzeniom króla, gotowym do ustępstwa.

Czartoryscy się tego tak mało spodziewali, iż z początku sami nie wiedzieli, co począć.

Zgoda nie była w ich programie już gotowym.

Chciano doprowadzić do tego wojewodę, aby za wichrzył, dopuścił się gwałtu.

I usprawiedliwić manifest, który prowadził do konfederacji.

Ta, gdyby raz przyszła do skutku, Czartoryscy by w niej mieli broń przeciwko Radziwiłłowi, zarówno i królów.

Gdy dnia naznaczonego pełnomocnicy księcia kanclerza przybyli do biskupa, ciekawość warunków podbudzona była do najwyższego stopnia.

Cisnęli się ciekawi, aby posłyszeć kondycje.

Odczytanie ich powitano milczeniem.

Wymagania były niemal upokarzające.

Żądali Czartoryscy, aby sejmik (kowieński, który zszedł zupełnie spokojnie, a obrano na nim bez komtradykcji Bohusza i Łopacińskiego, ogłoszony został pro vacanti.

Po wtóre, aby sejmik słonimski, gdzie wybrano księcia podkomorzego litewskiego Hieronima Radziwiłła, jawnego i jedynego kandydata do laski marszałkowskiej, przeciw któremu Czartoryscy nie stawili nikogo, również pro vacanti został ogłoszony.

Tych dwu punktów, a szczególniej ostatniego, zdawało się Czartoryskim dosyć, aby zerwać układy, nie przypuszczali, aby pro honore domus nie ujął się wojewoda i nie uparł przy słonimskim.

Tymczasem rzecz była przewidziana i pełnomocnicy księcia prosili, aby to wziąć mogli ad deliberandum no.

Jeden z nich pojechał zaraz do kardynalii, obiecując powrócić wkrótce.

Biskup Krasiński, który słuchał czytania desperując, wielce się zdziwił, ale duch w niego wstąpił.

Obawiał się nagłego zerwania.

Począł tylko posłanym przez kanclerza czynić wymówki, że z tak nadzwyczaj uciążliwymi występowali kondycjami.

Kardynalia nie była zbyt odległa, wymknął się i pojechał sam błagać wojewodę, aby miał wyrozumiałość i cierpliwość, dwie cnoty, na które mu się najtrudniej zdobyć było.

Księcia zastał przy śniadaniu, w humorze doskonałym, śmiejącego się i opowiadającego niebywałe dzieje.

Obok niego gromadka doradców roztrząsała sejmikowe sprawy kowieńskie i słonimskie.

Dziwnie to wyglądało, iż właśnie te sejmiki za niedoszłe mieć chciano, na których spokojnie bez sprzeciwienia się żadnego, posłów jednozgodnie obrano.

Biskup zaklinał wojewodę, aby dla spokoju, pro pter bonum pacism, wspaniałomyślnie, dając przykład obywatelskiego heroizmu, przyjął te nietrafne warunki.

Ucierano się na wpół serio, pół żartem, jak gdyby to wszystko było jakąś igraszką tylko.

Wojewoda w końcu kielich sobie nalać kazał i wychylił duszkiem zdrowie mediatora oświadczając, że się zdaje na niego i honor mu swój powierza, gotów nawet na ofiarę brata.

Krasiński z tym, nie czekając już, aby odmienny wiatr nie zawiał, popędził do domu.

Tymczasem pełnomocnicy kanclerza pojechali do niego i przywieźli wiadomą instrukcję, nie wiedząc, jak ją spełnić potrafią.

Nadjechał biskup Krasiński i przemawiając do posłów kanclerza zaklinał ich, aby ze swej strony okazali równą powolność, jakiej dał dowód książę wojewoda, który pomimo tak dla niego obciążających kondycji, gotów w ostatku oba sejmiki ogłosić za niedoszłe.

Umocowani wysłuchawszy tego, tak dla nich niespodziewanego zakończenia, zmieszali się mocno, potrzeba było o tym donieść księciu kanclerzowi, który ostatecznie miał rozstrzygnąć itp.

- Ale ja nie widzę, aby tu co było do rozstrzygania - zawołał biskup.

- Podane zostały warunki i mimo, że ograniczają stronę przeciwną, przyjęła je.

Rzecz jest zatem skończona.

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]