Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Lem Stanislaw - Summa Technologiae.rtf
Скачиваний:
0
Добавлен:
01.05.2025
Размер:
1.5 Mб
Скачать

Kilka naiwnych pytań

Każdy rozsądny człowiek układa plany życiowe. W określonych granicach ma swobodę wyboru wykształcenia, zawodu, sposobów życia. Jeśli się na to zdecyduje, może zmienić wykonywaną pracę, a nawet, do pewnego stopnia, własne postępowanie. Nie można powiedzieć tego o cywilizacji. Nikt jej, przynajmniej do końca XIX wieku, nie planował. Powstawała żywiołowo, rozpędzała się w technologicznych skokach neolitu i rewolucji przemysłowej, zastygała na tysiąclecia, jedne kultury narastały i przemijały, na ich gruzach powstawały inne. Cywilizacja „sama nie wie”, kiedy, w którym momencie swych dziejów, dzięki serii odkryć naukowych i ich społecznej eksploatacji, wchodzi na drogę rosnącego przyśpieszenia rozwoju. Rozwój ten wyraża się w zwiększonym zakresie homeostazy, we wzroście użytkowanych energii, w coraz bardziej skutecznej ochronie jednostki i zbiorowości przed zakłóceniami wszelkich możliwych rodzajów (choroby, katastrofy żywiołowe, itp.). Ten rozwój umożliwia kolejne opanowanie żywiołowych sił Natury i społeczeństwa, dzięki aktom regulacji, ale zarazem opanowuje i kształtuje losy ludzkie. Cywilizacja nie działa tak, jak chce, ale tak, jak musi działać. Dlaczego mamy właściwie rozwijać cybernetykę? Między innymi dlatego, ponieważ niedługo natrafimy zapewne na „barierę informacyjną”, która zahamuje wzrost nauki, jeśli nie dokonamy w sferze umysłowej przewrotu, jaki dokonał się w sferze pracy fizycznej w ciągu ostatnich dwu stuleci. Ach, więc to tak. Nie będziemy zatem robili tego, co zechcemy, lecz to, czego wymaga od nas osiągnięta faza dynamiki cywilizacyjnej. Uczony powie, że w tym właśnie przejawia się obiektywne działanie rozwojowego gradientu. Czy cywilizacja nie może jednak, jak jednostka, zdobyć swobody wyboru dalszej drogi? Ale jakie warunki muszą być spełnione, aby taka swoboda nastała? Społeczeństwo musi uniezależnić się od technologii problemów elementarnych. Zagadnienia podstawowe każdej cywilizacji — żywności, odzieży, transportu, a także: startu życiowego, dystrybucji dóbr, ochrony zdrowia i mienia, muszą się rozwiać. Muszą się stać niewidzialne, jak powietrze, którego obfitość była jedynym dotąd nadmiarem, towarzyszącym ludzkiej historii. Bez wątpienia, to da się zrobić. Ale to tylko warunek wstępny, bo wtedy dopiero w całej okazałości wyłoni się pytanie „co dalej?” Sensem życia obdarza jednostkę społeczeństwo. Ale kto albo co obdarza sensem, określoną treścią życiową, cywilizację? Kto ustala hierarchię jej wartości? Ona sama. Od niej zależy ów sens, owa treść, z chwilą wkroczenia w obszar swobody. Jak można sobie wyobrazić tę swobodę? Jest to, rozumie się, wolność od klęsk, od nędzy, od nieszczęść —_ ale czy ten ich brak, ta nieobecność dotychczasowych nierówności, nie zaspokojonych głodów i pragnień, oznacza szczęście? Gdyby tak miało być, ideał godny urzeczywistnienia stanowiłaby cywilizacja konsumująca maximum dóbr, jakie potrafi wytworzyć. Jednakże zwątpienie w uszczęśliwiającą moc takiego konsumpcyjnego raju na ziemi jest powszechne. Nie o to chodzi, że należy świadomie dążyć do ascezy, albo głosić jakąś nową wersję russowskiego „powrotu do natury”. To byłaby już nie naiwność, ale głupota. Konsumpcyjny „raj” ze swą natychmiastowością powszechnego spełniania wszelkich życzeń i zachcianek doprowadziłby prawdopodobnie szybko do duchowej „stagnacji i tego „zwyrodnienia”, któremu von Hörner w statystyce swych kosmicznych cywilizacji przypisuje rolę „gasiciela” psychozoików. A skoro ten fałszywy ideał odrzucamy, co pozostaje? Cywilizacja twórczej pracy? Ale sami czynimy przecież wszystko, co jest w naszej mocy, aby wszelką pracę mechanizować, automatyzować, usamoczynniać; granicą tego postępu jest oddzielenie człowieka od technologii, jej zupełna alienacja, w rozumieniu cybernetycznym, a więc obejmującym także sferę działalności psychicznej. Powiada się, że zautomatyzować będzie można tylko pracę umysłu nietwórczą. Gdzie na to dowody? Powiedzmy wyraźnie: nie ma ich, i co więcej, nie może być. Tak gołosłownie wyrażona „niemożliwość” nie przedstawia wartości większej od biblijnego twierdzenia, że człowiek będzie zawsze zdobywał swój chleb w pocie czoła. Byłoby to doprawdy osobliwym sposobem pocieszania się głosić, że zawsze będziemy mieli coś do roboty, nie dlatego, ponieważ pracę uważamy za wartość samą w sobie, ale dlatego, ponieważ sama istota świata, w którym żyjemy, zmusza nas, i zawsze będzie zmuszała, do pracy.

Z drugiej strony, jak może człowiek robić coś, co tak samo, a może nawet lepiej od niego zrobi maszyna? Dziś postępuje w ten sposób z konieczności, gdyż Ziemia urządzona jest nad wyraz niedoskonale i na wielu kontynentach trud ludzki jest tańszy, bardziej opłacalny ekonomicznie od maszynowego. Ale rozważamy przecież perspektywy przyszłości, i to bardzo odległej. Czy ludzie mają w jakiejś chwili powiedzieć sobie: „Dość, nie będziemy już automatyzować takich a takich rodzajów pracy, choć to możliwe — zahamujemy Technologię, aby ocalić pracę człowieka, aby nie poczuł się zbędnym?” Byłaby to dziwaczna swoboda,” dziwne korzystanie z niej, wywalczonej po wiekach.

Pytania takie, przy całej ich pozornej rzeczowości, są w istocie bardzo naiwne, ponieważ swobody, w jakimś absolutnym sensie, nie będzie można zdobyć nigdy. Ani jako absolutnej wolności wyboru działań, ani jako wolności od wszelkiego działania (wywołanej „wszechautomatyzacją”). Pierwszego rodzaju swobody nie będzie, ponieważ to, co z pozycji dnia wczorajszego wydawało się swobodą, przestaje być nią dzisiaj. Sytuacja wyjścia spod przymusu działań mających zaspokoić potrzeby elementarne umożliwia określony wybór dalszej drogi, ale nie będzie niepowtarzalnym wydarzeniem historycznym. Sytuacje wyboru będą się powtarzać, na kolejno osiąganych, coraz wyższych poziomach. Zawsze będzie to jednak wybór spośród skończonej ilości dróg, a więc i osiągnięta każdorazowo swoboda będzie względna —albowiem wydaje się niemożliwe, by wszystkie naraz ograniczenia opadły z człowieka, pozostawiając go sam na sam z wszechmocą i wszechwiedzą, które wreszcie zyskał. Fikcją jest również ów drugi, niepożądany rodzaj swobody — rzekomy skutek pełnej alienacji Technologii, która swą cybernetyczną potęgą stworzyć ma syntetyczną cywilizację, rugującą ludzkość ze wszystkich sfer działania.

Lęk przed bezrobociem, jako skutkiem automatyzacji, jest uzasadniony zwłaszcza w wysoko rozwiniętych krajach kapitalistycznych. Nie można jednak uznać za uzasadniony — lęku przed bezrobociem powstałym z „nadmiernego dobrobytu” konsumpcyjnego. Wizja cybernetycznego Schlaraffenlandu jest fałszywa dlatego, ponieważ zakłada zastąpienie pracy ludzkiej przez pracę maszyn, zamykające człowiekowi wszystkie drogi, podczas kiedy jest akurat na odwrót. Do takiego zastąpienia zapewne dojdzie, ale otworzy ono nowe, dziś zaledwie niejasno przeczuwane drogi. Nie w tym wąskim rozumieniu, że robotników i techników zastąpią programiści maszyn cyfrowych, bo następne pokolenia, nowe gatunki owych maszyn nie będą już wymagały programistów. Nie będzie to tylko zmiana jednych, dawnych zawodów na nowe, inne, choć w zasadzie do tamtych podobne, lecz głęboki przewrót, kto wie czy nie dorównujący przewrotowi, w którym antropoidy przekształciły się w ludzi. Człowiek bezpośrednio nie może bowiem podjąć rywalizacji z Naturą: jest ona zbyt złożona, aby mógł jej sam sprostać. Mówiąc obrazowo, człowiek musi między sobą a Naturą zbudować cały system ogniw, z których każde następne będzie potężniejsze, jako wzmacniacz Rozumu, od poprzedniego. Jest to więc droga wzmagania nie siły, lecz myśli, umożliwiająca w perspektywie owładnięcie niedostępnymi wprost dla mózgu ludzkiego własnościami materialnego świata. Zapewne: w jakimś sensie te ogniwa pośrednie działania będą „mądrzejsze” od ich ludzkiego konstruktora, ale „mądrzejsze” nie oznacza jeszcze „nieposłuszne „.Będziemy, na prawach domysłu, mówić i o tych obszarach, w których tak wzmożone działanie człowieka dorówna działaniom Natury. Nawet wówczas człowiek będzie podlegał ograniczeniom, których materialnego charakteru, uwarunkowanego technologią przyszłości, nie możemy przewidzieć, ale których psychologiczne efekty potrafimy choć w drobnej mierze pojąć, ponieważ sami jesteśmy ludźmi. Więź tego zrozumienia urwie się dopiero wówczas, kiedy człowiek, za tysiąc lub milion lat, zrezygnuje, na rzecz doskonalszej konstrukcji, z całej swej zwierzęcej schedy, ze swojego niedoskonałego, nietrwałego, śmiertelnego ciała, kiedy przekształci się w istotę o tyle od nas wyższą, że już nam obcą. Na zarysowaniu początków owej autoewolucji gatunku będzie .się zatem musiało zakończyć to nasze podglądanie przyszłości.

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]