
- •Stanisław Lem Summa technologiae
- •I Dylematy
- •II. Dwie ewolucje
- •Podobieństwa
- •Różnice
- •Pierwsza przyczyna
- •Kilka naiwnych pytań
- •III. Cywilizacje kosmiczne Sformułowanie problemu
- •Sformułowanie metody
- •Statystyka cywilizacji kosmicznych
- •Katastrofizm kosmiczny
- •Metateoria cudów
- •Unikalność człowieka
- •Inteligencja: przypadek czy konieczność?
- •Hipotezy
- •Votum separatum
- •Perspektywy
- •IV. Intelektronika Powrót na ziemię
- •Bomba megabitowa
- •Wielka gra
- •Mity nauki
- •Wzmacniacz inteligencji
- •Czarna skrzynka
- •O moralności homeostatów
- •Niebezpieczeństwa elektrokracji
- •Cybernetyka I socjologia
- •Wiara I informacja
- •Metafizyka eksperymentalna
- •Wierzenia elektromózgów
- •Duch w maszynie
- •Kłopoty z informacja
- •Wątpliwości I antynomie
- •V. Prolegomena wszechmocy Przed chaosem
- •Chaos I ład
- •Scylla I Charybda, czyli o umiarze
- •Milczenie konstruktora
- •Szaleństwo z metodą
- •Nowy Linneusz, czyli o systematyce
- •Modele I rzeczywistość
- •Plagiaty I kreacje
- •Obszar imitologii
- •VI. Fantomologia Podstawy fantomatyki
- •Maszyna fantomatyczna
- •Fantomatyka obwodowa I centralna
- •Granice fantomatyki
- •Cerebromatyka
- •Teletaksja I fantoplikacja
- •Osobowość I informacja
- •VII. Stwarzanie światów
- •Hodowla informacji
- •Inżynieria językowa
- •Inżynieria transcendencji
- •Inżynieria kosmogoniczna
- •VIII. Paszkwil na ewolucję
- •Rekonstrukcja gatunku
- •Konstrukcja śmierci
- •Konstrukcja świadomości
- •Konstrukcje oparte na błędach
- •Bionika I biocybernetyka
- •Oczami konstruktora
- •Rekonstrukcja człowieka
- •Cyborgizacja
- •Maszyna autoewolucyjna
- •Zjawiska pozazmysłowe
- •Zakończenie
- •Posłowie Dwadzieścia lat później
Pierwsza przyczyna
Żyjemy w fazie przyspieszenia technoewolucji. Czy wynika z tego, że cała przeszłość człowieka, od ostatnich zlodowaceń, poprzez paleolit i neolit, przez starożytność i wieki średnie była w swej istocie przygotowaniem, gromadzeniem sił do tego skoku, który unosi nas dzisiaj w niewiadomą przyszłość?
Model cywilizacji dynamicznej powstał na Zachodzie. Zadziwiającą rzeczą jest studiowanie historii i przekonywanie się, jak rozmaite narody dochodziły do pobliża obszarów „startu technologicznego” i jak się u jego przedproży zatrzymywały. Stalownicy współcześni uczyć by się mogli u cierpliwych rzemieślników Lidii, którzy stworzyli słynną nierdzewną kolumnę metalową w Kitabie metodą proszkowej metalurgii, odkrytą po raz drugi dopiero w naszych czasach. O wynalezieniu przez Chińczyków prochu i papieru wie każdy. Nieodzowne nauce narzędzie myślowe, matematyka, wielki swój rozwój zawdzięcza uczonym arabskim. A jednak z owych odkryć, tak rewolucyjnych, nic nie wynikło w sensie cywilizacyjnego pchnięcia, zapoczątkowania lawinowego postępu. Obecnie cały świat przejmuje od Zachodu jego model rozwojowy. Technologię importują narody, mogące szczycić się posiadaniem kultur starszych i bardziej złożonych od tej, która technologię wydała. Nasuwa się fascynujące pytanie: co by było, gdyby Zachód nie dokonał technologicznego przewrotu, gdyby nie ruszył Galileuszami, Newtonami, Stephensonami ku przemysłowej rewolucji?
Jest to pytanie o „pierwszą przyczynę”. Czy źródła jej nie kryją się w konfliktach wojennych? Moc napędowa wojen jako motorów technoewolucji jest znana i osławiona. Z upływem wieków technika militarna traci swój wyodrębniony z całokształtu wiedzy charakter, w tym sensie, że staje się uniwersalna. Podczas kiedy balisty i tarany były wyłącznie, narzędziami wojennymi, proch strzelniczy mógł już służyć przemysłowi (np. w górnictwie), a w większej mierze dotyczy to technologii transportu, bo nie ma środka komunikacji, od pojazdu kołowego po rakietę, który, zmodyfikowany, nie mógłby służyć celom pokojowym. Technologia zaś atomowa, cybernetyczna, astronautyczna wykazują całkowite niemal zrośnięcie potencjałów militarnych z pokojowymi.
A jednak wojowniczych skłonności człowieka nie można uznać za motory napędowe ewolucji technologicznej. Z reguły powiększały jej tempo; były wielkim wykorzystaniem zasobów wiedzy teoretycznej swojego czas ale trzeba odróżnić czynnik przyspieszający od inicjującego. Wszystkie narzędzia wojenne zawdzięczają swe powstanie fizyce Galileusza i Einsteina, chemii osiemnasto– i dziewiętnastowiecznej, termodynamice, optyce i atomistyce, ale doszukiwać się militarnej genezy takich dziedzin teoretyczny byłoby nonsensem. Bieg raz uruchomionej technoewolucji można bez wątpienia przyspieszać lub hamować. Amerykanie postanowili zainwestować 2 miliardów dolarów w lądowanie pierwszych swych ludzi na Księżycu około roku 69. Gdyby byli gotowi przesunąć ów termin o lat dwadzieścia, realizacji projektu „Apollo” kosztowałaby zapewne daleko mniej, ponieważ technologia prymitywna przez swą młodość pochłania nakłady nieproporcjonalni wielkie w stosunku do tych, jakich wymaga osiągnięcie analogicznego celi w fazie jej dojrzałości.
Gdyby jednak Amerykanie gotowi byli wydatkować nie 20, lecz 2 miliardów dolarów, na pewno nie wylądowaliby na Księżycu za sześć miesięcy, podobnie jak żadnymi, choćby i bilionowymi nakładami, urzeczywistni się w najbliższych latach lotu do gwiazd. A zatem inwestując wielkie sumy i koncentrując wysiłki można dojść do pułapu szybkość technoewolucji, po czym dalsze nakłady już efektów nie dadzą. Stwierdzenie to, o posmaku oczywistości, pokrywa się z analogicznymi prawidłowościam rządzącymi bioewolucją. Ona również zna tempo ewoluowania maksymalne, w żadnych okolicznościach nie dające się przekroczyć.
Ale myśmy pytali o „pierwszą przyczynę”, a nie o tempo maksymalne j działającego procesu. Dociekanie, z takim zamiarem, praźródeł technolog! jest zajęciem dosyć rozpaczliwym, wędrówką w głąb historii, która notują tylko fakty, ale nie wyjaśnia ich przyczyn. Dlaczego to olbrzymie drzewo ewolucji technologicznej, którego korzenie sięgają bodaj ostatniego zlodowacenia, a korona zanurzona jest w nadchodzących tysiącleciach, wyrastające we wczesnych fazach cywilizacji, w paleolicie i neolicie, na całej kuł ziemskiej mniej więcej jednakowo, właściwy swój, potężny rozkwit przeżyli w obrębie Zachodu?
Levi–Strauss próbował, jakościowo tylko, bez analizy matematycznej, która wobec złożoności zjawiska nie jest możliwa, odpowiedzieć na to pytanie. Rozpatrywał wyniknięcie technoewolucji statystycznie, stosując dla jej genetycznego wyjaśnienia — teorię prawdopodobieństwa*.
Technologię pary i elektryczności, a potem — chemii syntez i atomu zapoczątkował szereg dociekań, zrazu od siebie niezależnych, które przemierzały kręte nieraz i dalekie drogi, także z Azji, aby zapładniać umysły wokół basenu Morza Śródziemnego. Doszło w ciągu kilkuset lat do „utajonego” tarastania wiedzy, aż przejawił się kumulatywny efekt wydarzeń takich, jak obalenie arystotelizmu jako dogmatu i uznanie za dyrektywę wszelkiej działalności poznawczej — empirii, jak podniesienie eksperymentu technicznego do rangi zjawiska o wymiarze społecznym, jak upowszechnienie fizyki mechanistycznej. Procesom tym towarzyszyło powstawanie wynalazków, społecznie potrzebnych; to ostatnie zjawisko jest niezwykle doniosłe, ponieważ potencjalnych Einsteinów, czy Newtonów miał każdy naród i każda epoka, ale brak było gleby, warunków, brak zbiorowego rezonansu, wzmacniającego wyniki ich jednostkowych działań.
Levi–Strauss sądzi, że na drogę przyspieszenia postępu wprowadza zbiorowość określona „passa” następujących po sobie zjawisk. Istnieje jak ;dyby pewna wielkość krytyczna, pewien współczynnik „rozmnażania się” koncepcyj i ich społecznych realizacji (budowanie pierwszych maszyn parowych, powstanie energetyki węgla, wyniknięcie termodynamiki itd.), który doprowadza nareszcie do lawinowego wzrostu odkryć, uwarunkowanych tamtymi pierwszymi, tak samo, jak istnieje pewna krytyczna wielkość współczynnika „rozmnażania się” neutronów, która, w masie ciężkiego pierwiastka, powoduje, po przekroczeniu pewnego progu, reakcję łańcuchową. My właśnie przeżywamy cywilizacyjny odpowiednik takiej reakcji, i może wręcz „eksplozję technologiczną”, która znajduje się w pełnej ekspansji. O tym, czy jakaś społeczność wejdzie na taką drogę, czy zapoczątkuje reakcję łańcuchową, decyduje właściwie według francuskiego etnologa przypadek. Podobnie jak gracz, rzucając kośćmi, może liczyć na wyrzucenie sekwencji samych szóstek, byle tylko grał dostatecznie długo, tak samo też, z probabilistycznego punktu widzenia, każda społeczność ma, przynajmniej w zasadzie, jednakie szansę wstąpienia na drogę szybkiego postępu materialnego.
Należy zauważyć, że Levi–Straussowi szło o coś innego niż nam. Pragnął wykazać, że najbardziej różniące się od siebie cywilizacje, więc także atechnologiczne, są równoprawne i nie wolno ich wartościować, uznawać jednych za „wyższe” od innych tylko dlatego, że poszczęściło im się w nazwanej „grze”, dzięki czemu dotarły do startu reakcji łańcuchowej. Model to piękny przez swą metodologiczną prostotę, wyjaśnia, czemu poszczególne, wielkie nawet odkrycia mogą zawisać, co się tyczy ich technogennych efektów społecznych, w próżni — jak to było z metalurgią proszkową Hindusów czy prochem Chińczyków. Dla zapoczątkowania reakcji łańcuchowej zabrakło jej dalszych, niezbędnych ogniw. Z hipotezy tej wynika jasno, Wschód był po prostu graczem „mniej szczęśliwym” od Zachodu, przynajmniej w sprawie prymatu technologicznego i że — to wniosek logiczny — przy nieobecności na scenie dziejów Zachodu na taką samą drogę wkroczyłby prędzej czy później Wschód. O słuszność owej tezy spróbujemy posprzeczam się w innym miejscu; teraz skoncentrujemy się na probabilistycznym modelu! wynikania cywilizacji technologicznej.
Otóż odwołując się do naszego wielkiego analogu, ewolucji biologicznej, zauważymy, że odmiany, gatunki i rodziny powstawały w toku ewolucji | nieraz równolegle na oddzielonych od siebie kontynentach. Można przyporządkować poszczególnym trawożernym czy drapieżcom Starego Świata j formy Nowego Świata, które nie są z nimi spokrewnione (przynajmniej blisko), ale które ewolucja wymodelowała podobnie, ponieważ działała na ich praprzodków podobnymi warunkami otoczenia i klimatu. Natomiast ewolucja typów była z reguły monofiletyczna, takie jest przynajmniej zdanie poważnej większości fachowców. Raz jeden powstały kręgowce, raz ryby, raz na całej kuli ziemskiej płazy i gady, i ssaki. Jest to zastanawiające. Jak widzimy, wielki przewrót organizacji cielesnej, taki „wyczyn konstruktorski”, zdarzał się zawsze w skali planety tylko raz.
Można i to zjawisko potraktować jako podległe statystyce: powstanie ssaka czy ryby było tak mało prawdopodobne, że podobna „główna wygrana” wymagająca „wyjątkowego szczęścia”, zbiegu licznych przyczyn i warunków, stanowiła fenomen niezmiernie rzadki. Im zaś zjawisko rzadsze, tym bardziej nieprawdopodobne jest jego powtórzenie się. Dodajmy, że jeszcze jedną cechę wspólną możemy dostrzec u obu ewolucji. W obu powstały formy wyższe i niższe, mniej i bardziej złożone, które dotrwały do dzisiaj. Z jednej strony, ryby na pewno poprzedziły płazy, a te znów gady, ale dzisiaj żyją przedstawiciele wszystkich tych klas. Z drugiej strony, ustrój rodowo—plemienny poprzedził niewolniczy i feudalny, a ten — kapitalistyczny, ale jeśli nie do dzisiaj, to do dnia wczorajszego istniały na Ziemi obok siebie wszystkie te ustroje, wraz z najprymitywniejszymi, których resztki można jeszcze odkryć na archipelagach mórz południowych.
Otóż co się tyczy bioewolucji, zjawisko wyjaśnić jest łatwo: zmianę wywołuje w niej zawsze potrzeba. Jeżeli otoczenie tego nie wymaga, jeśli pozwala istnieć jednokomórkowcom, będą one płodzić kolejne pokolenia najprostszych przez sto czy pięćset milionów lat.
Co jednak powoduje przemiany ustrojów społecznych? Wiemy, że motorem jest zmiana narzędzi produkcji, tj. technologii. A więc znów powracamy do punktu wyjścia, bo jasne jest, że ustroje nie zmieniają się, jeśli niezmiennie posługują się tradycyjnymi technologiami, choćby one pochodziły prosto z neolitu.
Problemu nie rozstrzygniemy definitywnie. Niemniej, można orzec, że hipoteza probabilistyczna „reakcji łańcuchowej” nie uwzględnia swoistości struktury społecznej, w której ma do takiej reakcji dojść. Ustroje o bardzo podobnej bazie wytwórczej wykazują znaczne nieraz różnice w obszarze kulturowej nadbudowy. Niezamierzone jest bogactwo wyrafinowanych rytuałów socjalnych, skomplikowanych nieraz do udręki, przyjętych i rygorystycznie narzucanych norm postępowania w życiu rodzinnym, plemiennym i tak dalej; zafascynowanego miriadami tych zależności wewnątrzcywilizacyjnych antropologa winien zastąpić socjolog—cybernetyk, który, świadomie lekceważąc wewnątrzkulturowe, semantyczne znaczenie wszystkich takich praktyk, zbada ich strukturę jako układu o sprzężeniach zwrotnych, układu, którego celem jest stan równowagi ultrastabilnej, a zadaniem dynamicznym — zmierzająca do utrwalenia tego stanu regulacja.
Jest wysoce prawdopodobne, że pewne z owych struktur, z owych systemów wzajemnie posprzęganych zależności międzyludzkich, restrykcjami nałożonymi na swobodę czynów i myśli mogą bardzo skutecznie przeciwdziałać wszelkiej wynalazczości naukowo—technicznej. Jak również, że są i takie struktury, które, może i nie wspomagając tej wynalazczości, otwierają dla niej przynajmniej pewien, jakkolwiek ograniczony przestwór. Oczywiście — podstawowe rysy feudalizmu europejskiego były zadziwiająco zbliżone do feudalizmu Japonii jeszcze XIX—wiecznej. A jednak oba modele — azjatycki i europejski — tego samego ustroju wykazywały też określone różnice, mające w aktualnej dynamice społecznej znaczenie drugo–, a może i trzeciorzędne, które jednak sprawiły, że to Europejczycy, a nie Japończycy, rozłamali nową technologią feudalizm i stworzyli na jego gruzach pierwociny przemysłowego kapitalizmu*.
W takim ujęciu technologiczną reakcję łańcuchową zapoczątkowuje nie seria przypadków jednorodnych (kolejnych odkryć pewnego typu na przykład), lecz nałożenie się na siebie dwóch ciągów wydarzeń, z których pierwszy (cybernetycznie pojęta struktura nadbudowy) ma charakter masowo–statystyczny w wyższym stopniu niż drugi (pojawienie się, u jednostek, zainteresowań empiryczno–technicznych). Dwa te ciągi muszą się skrzyżować, aby powstała szansa startu technoewolucji. Jeśli do takiego spotkania nie dojdzie, to poziom cywilizacji neolitycznej może się okazać pułapem nie do przekroczenia.
I ten szkicowy obraz jest na pewno grubym uproszczeniem, ale rzecz wyjaśnią dopiero przyszłe prace badawczeii.