Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Lem Stanislaw - Summa Technologiae.rtf
Скачиваний:
0
Добавлен:
01.05.2025
Размер:
1.5 Mб
Скачать

Plagiaty I kreacje

Co oznaczało horrendum, które ważyliśmy się wypowiedzieć? Ni mniej, ni więcej, że z atomu można „wyczytać” jego „potencję kosmiczną”, „ewolucyjną”, „cywilizacyjną” i w ogóle wszelką możliwą. Nie było to powiedziane serio, rzecz jasna. Jak dotąd, właściwości przejawianych przez sól kuchenną nie potrafimy wywieść z atomów sodu i chloru wziętych z osobna. Niektóre, tak; ale nasza nazwana tak uczenie „ontologia tautologiczną” jest najwyżej projektem budowy innego świata niż nasz, w którym „wszystkiego” z elementarnej cegiełki materii wywieść niepodobna. Już bardziej realne wydaje się podejście następujące: Czy nie można uzyskać końcowego rezultatu procesów naturalnych, nie poprzez dokładne splagiowanie tego, jak to uczyniła Natura, ale przez „boczne wejście” w nurt owych procesów? Wówczas, wychodząc z pozycji całkiem innych aniżeli te, jakie akompaniowały startowi Natury, można by po pewnej ilości etapów dojść do wyniku tożsamego z jej wynikiem.

Przykład prymitywny. Potrzebny jest wstrząs sejsmiczny skorupy ziemskiej. Zamiast „urządzać” wulkany, itp., jak to czyni Natura, wstrząs wywołujemy wybuchem ładunku trotylowego. Uzyskaliśmy wstrząs, jakiegośmy potrzebowali, ponieważ końcowe rezultaty zjawiska (serii zjawisk) nie są jednoznacznie określane całym łańcuchem skutków i przyczyn, jaki do owego rezultatu końcowego doprowadzi.

Przykład mniej prymitywny. Grzybek Penicilium notatum wytwarza penicylinę. Zamiast hodować grzybki, ekstrahować z nich potrzebne ciała, itp., bierzemy pewne substancje proste i syntetyzujemy z nich penicylinę.

Przykład dość bliski realizacji. Największą ilość energii można uzyskać przy procesie anihilacji, tj. łączenia się materii z antymaterią. Antymateria, o ile wiemy, w naszej metagalaktyce nie występuje. Umiemy już stwarzać sztucznie niektóre jej cząstki. Gdybyśmy to mogli robić na skalę przemysłową, to przechowana (aby nie doszło do natychmiastowej reakcji anihilacyjnej) odpowiednio, np. w „butelkach magnetycznych”, antymateria byłaby najwydatniejszym paliwem dla kosmolotów. Interesujące, że w tym wypadku stwarza się pewien rodzaj materii, w Naturze zasadniczo nie występujący.

Przykład całkiem obecnie nierealny. W określonej części główki plemnika — w objętości rzędu trzech tysięcznych milimetra, znajduje się, „zakodowany” językiem molekuł chemicznych, plan konstrukcji mózgu człowieka, który powstałby z tego plemnika, po połączeniu go z jajem. Plan ów obejmuje „receptę produkcyjną” i „wytyczne realizacyjne”. W mikroskopijnej owej przestrzeni mieści się informacja o tym, c o ma być zrobione, jak to ma być zrobione, a wreszcie mechanizm, który wszystkiego dokona. Wyobraźmy sobie, że potrafimy pobudzić plemnik — a właściwie jajo (jest to wszystko jedno z punktu widzenia ilości informacji; zapłodnienie sprzyja heterozygotyczności populacyjnej i dlatego ewolucja wykształciła płci, ale można pobudzić jajo do dzieworództwa, odpowiednio na nie działając), do embriogenezy. Początkowo rozwija się cały płód, ale w pewnej fazie tego rozwoju usuwamy „zbędne” dla naszych celów części i dbamy o to tylko, by się wykształcił mózg. Tak uzyskany „preparat neuronowy” przenosimy do roztworu odżywczego, gdzie zrośnie się z innymi „preparatami”, czyli częściami mózgu, aż w rezultacie powstanie coś na kształt „sztucznego mózgu”, wytworzonego z tkanek naturalnych.

Spotykają nas, powiedzmy, zarzuty natury etycznej. Aby ich uniknąć, nie uruchamiamy rozwoju jaja ludzkiego, lecz tylko kopiujemy całą informację, cały zapis dziedziczny w nim zawarty. Wiemy dziś, przynajmniej w zasadzie, jak należy to uczynić. Jest to nieco podobne do „powielenia” matrycą albo do wykonania odbitki z kliszy fotograficznej. Rolę kliszy czy papieru spełnia syntetyzowany przez nas (więc nie pochodzący z organizmu) układ kwasów rybonukleinowych; jajo dostarcza tylko „instrukcji”, jak te kwasowe molekuły połączyć. A więc zdjęliśmy „odlew” z chromosomów jaja, niczym gipsowy odlew z rzeźby. I dopiero te nasze „sztuczne” chromosomy czynimy punktem wyjściowym rozwoju. Gdyby się i to komuś nie podobało, postąpimy jeszcze bardziej okólnie. Informację chromosomową jaja spiszemy na papierze, językiem symbolicznym chemii, zgodnie z nią zsyntetyzujemy chromosomy i tak uzyskane „jajo laboratoryjne” pójdzie „do produkcji” embriogenetycznej. Jak widać, postępowanie nasze zaciera różnicę między tym, co „naturalne”, a tym, co „sztuczne”. Modelowanie pozwala zatem przekroczyć granicę między działaniem plagiującym a kreacyjnym, ponieważ dokładna znajomość kodu dziedzicznego pozwala, naturalnie, wnosić w ów kod dowolne, zmiany. Można by nie tylko zaprogramować dowolnie kolor oczu dziecka, ale, w oparciu o dokładną znajomość „genowych kodów”, które w mózgu realizują określone „talenty”, masowo produkować „matryce uzdolnień”, i za ich pośrednictwem przez rodziców wybrane cechy (muzykalność, talent matematyczny, itd.) „wkomponowywać” w plazmę dziedziczną dowolnego jaja.

Widzimy, że znajomość całej drogi ewolucyjnej, którą przeszła Natura, aby ukształtować człowieka, jest dla nas zbyteczna. Niepotrzebne są nam milionowe informacje o poszczególnych etapach rozwojowych, o Sinantropie, o cywilizacjach mustierskich czy oryniackich; wyprodukowawszy „model” plemnika lub jaja, „równoważny” oryginałowi, uzyskamy genotyp doskonalszy od wszystkich oryginałów (przez komasowanie cennych genetycznie cech), przez co otwieramy sobie „boczne wejście” w proces powstawania ludzkiego organizmu. Po czym, ośmieleni, kolejno wytwarzamy modele coraz lepsze, aż dochodzimy do schematu chromosomowego bez genów wywołujących skłonność do schorzeń czynnościowych i organicznych, za to doskonale wyważonego pod każdym względem (cielesnym i duchowym). Nareszcie powodując mutacje pod kontrolą (tj. zmieniając dane przez Naturę kody dziedziczności, zmieniając budowę chemiczną poszczególnych genów), możemy uzyskać rozwój cech zupełnie dotąd w gatunku homo nie znanych (powstanie skrzeli, umożliwiających żywot pod wodą, powiększenie mózgu, itd.).

Nie zamierzaliśmy teraz poświęcać uwagi tej „autoewolucji” człowieka. Perspektywy jej, jak również krytykę rozwiązań ewolucyjnych, przedstawimy w ostatniej części książki. Chcieliśmy tu jedynie ukazać, w jaki sposób może działać Imitologia, współzawodniczka Natury.

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]