Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Lem Stanislaw - Summa Technologiae.rtf
Скачиваний:
0
Добавлен:
01.05.2025
Размер:
1.5 Mб
Скачать

Podobieństwa

O prapoczątkach ewolucji nic pewnego nam nie wiadomo. Dokładnie natomiast znamy dynamikę powstawania nowego gatunku, od jego narodzin poprzez kulminację świetności, po zmierzch. Dróg ewolucji było niemal tak wiele, co rodzajów, a wszystkim wspólne są liczne charakterystyczne cechy. Nowy gatunek przychodzi na świat niepostrzeżenie. Jego wygląd zewnętrzny jest wzięły od już istniejących i to zapożyczenie zdaje się świadczyć o bezwładzie inwencji Konstruktora. Mało co wskazuje początkowo, że ten przewrót organizacji wewnętrznej, któremu gatunek będzie zawdzięczał swój późniejszy rozkwit, już się w zasadzie dokonał. Pierwsze egzemplarze są zwykle drobne, posiadają też szereg cech prymitywnych, jakby ich narodzinom patronowały pośpiech i niepewność. Przez jakiś czas wegetują na pół skrycie, z trudem tylko wytrzymując konkurencję z gatunkami istniejącymi już ot dawna i optymalnie przystosowanymi do stawianych przez świat zadań. Aż wreszcie, za sprawą zmiany równowagi ogólnej, wywołanej nikłymi na pozór przesunięciami w obrębie otoczenia (a otoczeniem jest dla gatunku nie tylko świat geologiczny, ale i wszystkie inne wegetujące w nim gatunki) ekspansja nowego rodzaju rusza z miejsca. Wkraczając w obszary już zajęte, dobitnie l ukazuje swą przewagę nad konkurentami walki o byt. Gdy zaś wchodzi l w przestrzeń pustą, nie opanowaną przez nikogo, wybucha promieniście rozchodzącą się radiacją ewolucyjną, dając początek całemu wachlarzowi odmian naraz, u których zanikaniu ostatków prymitywizmu towarzyszy bogactwo nowych rozwiązań ustrojowych, coraz śmielej podporządkowujących sobie kształt zewnętrzny i nowe funkcje. Tą drogą zmierza gatunek ku szczytom rozwoju, staje się tym, od którego cała epoka weźmie swoje miano. Okres panowania na lądzie, w morzu, czy w powietrzu trwa długo. Nareszcie znów przychodzi do zachwiania równowagi homeostatycznej. Nie jest ono jeszcze równoznaczne z przegraną. Dynamika ewolucyjna gatunku nabiera nowych cech, dotychczas nie obserwowanych. W jego trzonie głównym egzemplarze olbrzymieją, jakby w gigantyzmie szukały ratunku przed zagrożeniem. Zarazem ponawiają się radiacje ewolucyjne, tym razem często tknięte znamieniem hiperspecjalizacji.

Boczne odrośle usiłują wniknąć w środowiska, w których konkurencja jest względnie słabsza. Ten ostatni manewr nieraz wieńczy powodzenie i wtedy, gdy wszelki ślad już zaginie po olbrzymach, których produkcją rdzeń gatunku usiłował obronić się przed zagładą, kiedy zawiodą też podejmowane równocześnie próby przeciwstawne (bo niektóre pędy ewolucyjne w tym samym czasie dążą do pospiesznego skarlenia) — potomkowie tamtej, bocznej odrośli, szczęśliwie znalazłszy sprzyjające warunki w głębi peryferycznego obszaru konkurencji, trwają w nim uparcie prawie bez zmian, jako ostatnie świadectwo zamierzchłej bujności i potęgi gatunku.

Proszę wybaczyć ten styl z lekka napuszony, tę nie podpartą przykładami retorykę, ale ogólnikowość wzięła się stąd, że mówiłem o dwóch ewolucjach naraz: o biologicznej i technologicznej.

W samej rzeczy, nadrzędne prawidłowości ich obu obfitują w analogie zastanawiające. Nie tylko pierwsze płazy podobne były do ryb, a ssaki — do małych jaszczurów. Także pierwszy samolot, pierwsze auto czy radio zawdzięczały swój wygląd zewnętrzny kopiowaniu form, które je poprzedziły. Pierwsze ptaki były upierzonymi jaszczurkami latającymi; pierwsze auto żywo przypominało bryczkę ze zgilotynowanym dyszlem, samolot „ściągnięty” był z latawca (czy wręcz z ptaka…), radio — z wcześniej powstałego telefonu. Także rozmiary prototypów bywały z reguły niewielkie, a budowa ich raziła prymitywizmem. Drobny był pierwszy ptak, praszczur konia czy słonia, pierwsze lokomotywy parowe nie przekraczały rozmiarów zwykłego wozu, a pierwsza lokomotywa elektryczna była nawet jeszcze mniejsza. Nowa zasada konstrukcji biologicznej czy technicznej godna bywa zrazu z politowania raczej aniżeli entuzjazmu. Prawehikuły mechaniczne poruszały się wolniej od konnych, samolot zaledwie odrywał się od ziemi, a słuchanie audycji radiowych nie stanowiło przyjemności nawet w zestawieniu z blaszanym głosem patefonu. Podobnie pierwsze zwierzęta lądowe nie były już dobrymi pływakami, a nie stały się jeszcze wzorami rączych piechurowi Upierzona jaszczurka — archaeopteryx — nie tyle latała, co polatywała. Dopiero w miarę doskonalenia dochodziło do wspomnianych „radiacji”. Jak ptaki zdobyły niebo, a trawożerne ssaki — step, tak pojazd o silniku spalinowym zawładnął obszarem dróg, dając początek coraz lepiej wyspecjalizowanym odmianom. Auto nie tylko wyparło w „walce o byt” dyliżans, ale „zrodziło” autobus, ciężarówkę, spychacz, motopompę, czołg, pojazd terenowy, cysternę i dziesiątki innych. Samolot, opanowując „niszę ekologiczną powietrza, rozwijał się bodaj jeszcze prężniej, zmieniając kilkakrotnie ustalone już kształty i formy napędu (silnik tłokowy zastępuje turbotłokowy, turbina, wreszcie odrzutowy, płatowiec znajduje na mniejszych dystansach groźnego przeciwnika w śmigłowcu, itp.). Warto też zauważyć, że jaj strategia drapieżnika wpływa na strategię jego ofiary, tak samolot „klasyczny” broni się przed inwazją śmigłowca: przez wytworzenie prototypu płatowców, które, dzięki zmianie kierunku odrzutu, mogą startować i lądować pionowo. Jest to walka o maksymalny uniwersalizm funkcji, doskonal znana każdemu ewolucjoniście.

Oba nazwane środki transportu jeszcze nie dotarły do szczytowej faz; rozwoju, nie można więc mówić o ich formach późnych. Inaczej stało się z balonem sterowanym, który w obliczu zagrożenia przez maszyny cięższe od powietrza przejawił elefantiazę, tak typową dla przedzgonnego rozkwitu obumierających gałęzi ewolucyjnych. Ostatnie zeppeliny lat trzydziestych naszego stulecia można śmiało zestawiać z atlantozaurami i brontozaurami kredowymi. Ogromnych rozmiarów dosięgły także ostatnie egzemplarze towarowych parowozów, zanim wyparła je trakcja dieslowska i elektryczna. W poszukiwaniu przejawów ewolucji schodzącej w dół, wtórnymi radiacjami usiłującej wydostać się z zagrożenia, zwrócić się możemy do radia i filmu Konkurencja telewizji wywołała gwałtowną „radiację zmienności” radioodbiorników, pojawienie się ich w nowych „niszach ekologicznych”, i tak, powstały aparaty zminiaturyzowane, kieszonkowe, oraz równocześnie innej tknięte hiperspecjalizacją, jak „high fidelity” z dźwiękiem stereofonicznym, z wbudowaną aparaturą do zapisu wysokiej jakości itp. Samo zaś kino, walcząc z telewizją, powiększyło znacznie swój ekran, a nawet wykazuje] tendencję do „otoczenia” nim widza (videorama, circarama). Dodajmy, że można sobie wyobrazić dalszy rozwój pojazdu mechanicznego, który uczynią przestarzałym napęd kołowy. Gdy auto współczesne wyparte zostanie ostatecznie przez jakiś „powietrzny poduszkowiec”, jest wcale prawdopodobne, że ostatnim wegetującym jeszcze w „bocznej linii” potomkiem auta „klasycznego” będzie, dajmy na to, napędzana motorkiem spalinowym mała kosiarka do przystrzygania gazonów i konstrukcja jej będzie odległym odzwierciedleniem epoki automobilizmu, podobnie jak pewne okazy jaszczurów z archipelagów Oceanu Indyjskiego są ostatnimi żyjącymi potomkami wielkich gadów mezozoicznych.

Morfologiczne analogie dynamiki bio– i technoewolucji, które można na wykresie przedstawić linią krzywą, pnącą się powoli w górę, aby ze wzgórza kulminacji zejść na powrót w dół, ku zagładzie, podobieństwa takie nie wyczerpują wszystkich zbieżności między tymi dwiema wielkimi dziedzinami. Odnaleźć można zbieżności inne, jeszcze bardziej zastanawiające. Tak na przykład istnieje szereg wielce osobliwych cech organizmów żywych, których powstania i przetrwania nie da się wytłumaczyć ich wartością przystosowawczą. Można tu wymienić, oprócz doskonale znanego koguciego grzebienia, wspaniałe upierzenie samcze niektórych ptaków, np. pawia, bażanta, a nawet pewne podobne do żagli wyrostki kręgosłupowe gadów kopalnych*. Analogicznie, większość wytworów określonej technologii posiada cechy z pozoru bezpotrzebne, afunkcjonalne, nie dające się uzasadnić ani warunkami ich pracy, ani celem działania. Zachodzi tu nader ciekawe i w pewnym sensie zabawne podobieństwo inwazji, w głąb konstruktorstwa biologicznego oraz technologicznego — w pierwszym przypadku, kryteriów doboru płciowego, w drugim zaś — mody. Jeśli ograniczymy się dla wyrazistości do rozpatrzenia sprawy na przykładzie współczesnego samochodu, ujrzymy, że główne cechy auta dyktuje projektantowi bieżący stan technologii, więc, dajmy na to, przy zachowaniu napędu na koła tylne z silnikiem umieszczonym z przodu, konstruktor musi umieścić tunel wału kardanowego wewnątrz pomieszczenia pasażerów. Jednakże pomiędzy tym dyktatem nienaruszalnego schematu „narządowej” organizacji pojazdu a wymaganiami i gustami odbiorcy rozpościera się przestrzeń swobodna „luzu inwencyjnego”, bo można wszakże ofiarować owemu odbiorcy rozmaite kształty i barwy auta, nachylenie i rozmiary szyb, dodatkowe ozdoby, chromy itp. Odpowiednikiem zmienności produktu, wywołanej naciskiem mody, jest w bioewolucji niezwykła różnokształtność drugorzędnych cech płciowych. Cechy owe stanowiły pierwotnie wyniki zmian przypadkowych — mutacji — utrwaliły się zaś w następnych pokoleniach, ponieważ ich nosiciele podlegali uprzywilejowaniu jako partnerzy seksualni. Tak zatem odpowiednikiem samochodowych „ogonów”, ozdób chromowych, fantastycznie modelowanych wlotów powietrza chłodzącego, świateł przednich i tylnych, są godowe ubarwienia, pióropusze, osobliwe narośle czy — last but not least — określony rozkład tkanki tłuszczowej wraz z takimi rysami twarzy, które wywołują aprobatę seksualną.

Oczywiście, bezwładność „mody seksualnej” jest w bioewolucii nieporównanie większa niż w technologii, gdyż konstruktor–Natura nie może zmieniać produkowanych przez się modeli z roku na rok. Istota jednak zjawiska, to jest osobliwy wpływ czynnika „niepraktycznego; nieistotnego”, „ateleologicznego”, na kształt i rozwój osobniczy istot żywych i produktów technologii daje się wykryć i sprawdzić na olbrzymiej liczbie dowolnie wybranych przykładów.

Można by odnaleźć inne, jeszcze mniej rzucające się w oczy podobieństwa obu wielkich drzew ewolucyjnych. Tak np. znane jest w bioewolucji zjawisko mimikry, to jest upodobniania się jednych gatunków do drugich, kiedy się to okazuje dla „imitatorów” korzystne. Niejadowite owady przypominać mogą do złudzenia gatunki odległe, ale groźne, a nawet „udają” tylko jedną część ciała jakiejś istoty, nic już z owadami nie mającej wspólnego — myślę tu o niesamowitych „kocich oczach” na skrzydłach pewnych motyli. Analogie mimikry można odkryć także w technoewolucji. Lwia część ślusarstwa i kowalstwa XIX–wiecznego powstała pod znakiem imitowania form roślinnych (żelazo konstrukcji mostowych, poręczy, latarni, sztachet, nawet „korony” na kominach starych lokomotyw „udawały” motywy roślinne). Przedmioty codziennego użytku takie, jak wieczne pióra, zapalniczki, lampy, maszyny do pisania, wykazują w naszych czasach często znamiona „opływowości”, udając formy wykształcone w przemyśle lotniczym, w technice wielkich szybkości. Co prawda tego rodzaju mimikrze brak głębokich uzasadnień jej biologicznego odpowiednika, mamy raczej do czynienia z wpływaniem technologii kluczowych na podrzędne, wtórne, poza tym i moda ma tu niejedno do powiedzenia. Zresztą, wykryć, w jakiej mierze dany kształt determinowała podaż konstruktorska, a w jakiej — nabywczy popyt, najczęściej nie można. Mamy tu bowiem do czynienia z procesami kołowymi, w których przyczyny stają się skutkami, a skutki — przyczynami, gdzie działają liczne sprzężenia zwrotne dodatnie i ujemne: organizmy żywe w biologii czy kolejne produkty przemysłowe w cywilizacji technicznej są tylko drobnymi cząstkami owych procesów nadrzędnych.

Stwierdzenie to wyjawia zarazem genezę podobieństwa obu ewolucji. Obie są procesami materialnymi o prawie takiej samej ilości stopni swobody i zbliżonych prawidłowościach dynamicznych. Procesy te zachodzą w układzie samoorganizującym się, którym jest i cała biosfera Ziemi, i całokształt technicznych działań człowieka — a układowi takiemu jako całości właściwe są zjawiska „postępu”, to jest wzrostu sprawności homeostatycznej, która zmierza do ultrastabilnej równowagi jako do celu bezpośredniego*.

Sięganie do przykładów biologicznych okaże się pożyteczne i płodne także w dalszych naszych rozważaniach. Oprócz podobieństw jednak cechują obie ewolucje także daleko idące różnice, których zbadanie może ukazać zarówno ograniczenia i ułomności tak rzekomo doskonałego Konstruktora, jakim jest Natura, jak i niespodziewane szansę (ale i niebezpieczeństwa), jakimi brzemienny jest lawinowy rozwój technologii w rękach człowieka. Powiedziałem „w rękach człowieka”, ponieważ nie jest ona (na razie przynajmniej) bezludna, całość stanowi dopiero „uzupełniona ludzkością”, i tutaj tkwi różnica może najistotniejsza: bioewolucja jest bowiem ponad wszelką wątpliwość procesem amoralnym, czego o technologicznej powiedzieć niepodobna.

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]