Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Kraszewski Ignacy - Dzieje Polski 27 - Adama Po...doc
Скачиваний:
0
Добавлен:
01.04.2025
Размер:
1.22 Mб
Скачать

Vitry, jakom później słyszał, przypisywał usposobienie króla I niechęć do Francji jedynie królowej, obrażonej jej dumie I chęci pomszczenia się za ojca.

Doradzał więc, aby mu choć późno owo pożądane księstwo i parostwo ofiarowano, gdy królowa głośno się z tym odzywała, że teraz nie przyjmie, choćby dawano, i nie potrzebuje łaski królewskiej.

Rachował też Vitry na owe sto tysięcy pensji, którą Ludwik królowej czy królowi chciał ofiarować, ale z tym wystąpić nie śmiano.

Myśmy z samego pochmurnego oblicza posła francuskiego mogli wnosić, że tu mu coraz ciaśniej było i niewygodniej.

Siedział jednak, a w towarzystwie oboje państwo okazywali mu zawsze uprzejmość wielką, tak że się skarżyć nie mógł.

Przez cały ten rok, nie umiem powiedzieć, czy Francuzi się łudzili, czy ich łudzono tym, że sobie mogą pozyskać króla, gdy w istocie w miarę tego, co mógł zyskać Sobieski, stojąc po stronie cesarza, Ludwik XIV ani w części nie mógł mu równoważnych zapewnić korzyści.

Morsztyn, który dawniej u króla miał pewne zachowanie, stał się nie tylko podejrzanym, przyjmowano go chłodno, a w końcu królowa, która mniej dysymulować umiała, jawnie już poczęła niechęć ku niemu objawiać.

Ale we wrześniu jeszcze Vitry się upierał dworując ciągle, choć niezbyt zręcznie, że Sobieskiego przeciągnie na stronę Francji.

Tymczasem cesarz już nawet tytuł majestatu królowi polskiemu dawać począł, a pono królowa się obietnicami cieszyła, że dla Fanfanika rękę arcyksiężniczki pozyszcze.

Była to dla niej najprzyjemniejsza pomsta nad Francją.

Nie przyznaję sobie wcale prawa sądzenia o polityce, bom się jej nie nauczył, choć się o nią ocierałem co dzień, ale mi się widzi teraz, gdy poglądam z dala na ówczesny skład okoliczności, że więcej przewidując, a mniej króla i Rzeczpospolitą sobie lekceważąc, Ludwik XIV byłby mógł sobie pozyskać królowę, jej rodzinę, a przez nich i Sobieskiego, który z dawna, od młodu miał skłonność sprzyjać Francji.

Tymczasem czyniono wszystko, co tylko było można, aby królowę i jego zrazić i odepchnąć, a w dodatku posłano tu Vitrego, który nikogo sobie pozyskać nie umiał.

Król rozmawiać z nim lubił, ale ni mniej, ni więcej jak z innymi ludźmi trochę wykształconymi, konwersował z nim godzinami, nigdy mu się pono nie zwierzając z niczego, a sam na uszy moje słyszałem, bo się mnie nie wystrzegano, jak powróciwszy z takiej konferencji z nim, przed królową z niej się spowiadał, podżartowując z Vitrego, którego półsłówka doskonale rozumiał, a przed nim udawał, że inaczej pojmuje to niżeli on, i wyślizgał mu się, nigdy nie dając wypowiedzieć szczerze, tak jak sam szczerze się przed nim wygadać nie chciał.

O ile wiem i przypominam, Vitry się łudzić dłużej dawał niż bystrzejszy od niego Morsztyn, który wiedział zawczasu, że interesa Francji źle stały i ratować ich już nie było można.

W listopadzie, jeśli się nie mylę, Vitry na ostatek królowej oświadczył, że Ludwik XIV przez konsyderację dla niej margrabiemu ojcu, panu dArquien, nadać był gotów ów tytuł książęcy i parostwo osobiste, ale Maria Kazimira grzecznie a dumnie odpowiedziała mu, że jej godność i teraźniejsze położenie nie dozwalały już przyjąć tej łaski, za którą dziękowała, nie mogąc z niej korzystać.

Wyszły pono przy tej zręczności na stół żale za siostrę, panią Bethune, i Vitry już nie miał nic więcej do ofiarowania jako rekompensatę nad owe sto tysięcy liwrów, na które rachował znając chciwość i skąpstwo królowej, a posądzając i króla o to, że zbyt pieniądze lubił.

Tymczasem i to już chybione było, bo spóźnione alboli całkiem niezręczne, bo godności króla uwłaczające.

Można było tę ofiarę, jak chcieć malować i tłumaczyć, zawsze ona była pensją, która stawiła Sobieskiego na żołdzie Francji.

Na to już duma królowej nawet nie mogła przystać.

Na próżno by Vitry chciał dowodzić, iż tajemnicą mogła pozostać pensja, bo w polityce takiej ledwie krótko się sekret uchować może, gdy kilka co najmniej osób mieć go musi zwierzonym.

W grudniu, wiem, gdy sejm zwoływać miano, przejęto list Morsztyna do Francuza jakiegoś, w którym stało: "Liga pomiędzy naszym dworem a cesarzem zawarta, a nawet okupiona przyrzeczeniem wydania arcyksiężniczki za księcia i zapewnieniem sukcesji tronu.

Samo z siebie, z natury rzeczy wypada, iż gdy sejm zerwany zostanie, zerwie się i ta liga".

Z tego wnosić już łatwo, jaki się sejm gotował i jak wytężone były wszystkie siły i intrygi, aby przykładem innych zerwany został.

To zaś Morsztynowi i francuskiej klice zdawało się bardzo łatwym, bo dosyć było jednego posła przekupić i kazać mu okrzyknąć: veto, aby wszystkie narady i uchwały w łeb wzięły.

Z takimi aprehensjami jechaliśmy do Warszawy, jawnie już mając wystąpić z przymierzem rakuskim, które tylko to zalecało, że je papież przez nuncjusza miał popierać.

O sobie, jak mi się pod te czasy działo, niewiele powiedzieć mogę, tylko tyle, że u króla w łaskach byłem zawsze, a nawet coraz większe zdobywałem zaufanie, które, oprócz Szaniawskiego i Morawca, we wszystkich zazdrość i niechęć ku mnie obudzało.

Bóg widzi, żem z królewskiego dla mnie usposobienia nigdy na niczyją krzywdę nie korzystał, owszem, gdy król pytał o kogo, zawszem tłumaczył, zalecał, a żadnego sobie złego słowa do wyrzucenia nie miałem.

Najwięcej się przeciwko temu oburzono, gdy pomijając starszych we dworze, król mi powierzył swój osobisty skarbczyk.

Były to jego kieszonkowe pieniądze, o których ani królowa, ni też nikt nie wiedział, ani skąd przychodziły, ni gdzie się obracały.

Podskarbi prowadził wielkie rachunki, jam miał w zawiadywaniu woreczek królewski, ażeby zaś stosunek ten cokolwiek pokryć, dał mi król nadzór nad swoimi kosztownościami, których choć niewiele używał, ale ich dosyć było po Daniłowiczach, Żółkiewskich, po pradziadach.

Już naówczas samych szabel w złoto oprawnych miałem na regestrze kilkanaście (z których jedną najulubieńszą, król, sankami jadąc, zgubił w tym roku), drugie tyle było siodeł, rzędów, zbroi szmelcowanych, spinek pod szyję, pasów, łańcuchów i różnego srebra.

Nigdy nie wychodził król bez sakiewki, w której jednym końcu złoto miał, a w drugim srebro, bo zawsze złotem rzucać nie lubił, choć jałmużnę chętnie dawał i nigdy ubogiemu odejść bez niej nie dopuścił.

Trafiało się bardzo często, że kilkadziesiąt dukatów wziąwszy z sobą, powracał wieczorem i oddawał mi śmiejąc się sakiewkę próżną, a gdym pytał, co mam wpisać, po namyśle najczęściej na rachunek ogrodowy to wpisywać kazał.

W istocie dla ogrodników hojnym był, ale też i dla innych podupadłych szlachty, petentów, których zawsze było mnóstwo, umiał być szczodrym, szczególniej gdy do rodzin mu znanych należeli.

Skąpym ani chciwym nigdy nie był, choć rozrzucić nie lubił.

Tu też może słowo powiedzieć nie zawadzi o Francuzach na dworze u nas, około których teraz musiała być oględność wielka, bo do nich Vitry i jego pomocnicy łatwo przystęp mieli i przez nich wiedzieli, co się u nas mówiło i działo.

Nie mogę ich o to wszystko obwiniać, aby króla zdradzali, bo wielu z dobrą wiarą się wygadywali, nie wiedząc, że to szkodzić mogło, ale i na tych nie zbywało, którym Vitry i Forbin, i inni agenci dawali pensje.

Pomiędzy kobietami królowej też pewnie na ujętych przyjaciółkach Francuzom nie zbywało.

A jako dawniej powiadano, że za Wazów, aż do Marii Ludwiki, przemagała u nas na dworze niemczyzna, tak, Michała wyjąwszy, z królową Francuzką, a potem z naszą margrabianką tak się francuszczyzna rozwielmożniła, iż prawie ją tylko słychać było na dworze.

Królowa Sobieska wprawdzie, od młodych lat mieszkając w Polsce, języka się mimo woli nauczyła, ale nim mówiła bardzo źle, a pisała jeszcze gorzej, jeżeli parę słów czasem nakreślić była zmuszoną.

Z mężem, z dziećmi, z ojcem, z bratem, siostrą, szwagrami, z całą służbą rozmawiała po francusku tylko.

Około króla było dworzan i służby Polaków kilku, około królowej nie wiem, jeżeli kto oprócz Szumowskiej jednej.

Faworyty obie, Federba i Letreu, Francuzki były, dziewczęta przeważnie też, lokaje nie mniej.

Dopiero zstępując niżej coraz, przy kredensie i koniach Polaków znaleźć było można.

Z powodu margrabiego ojca, brata, siostry królowej, gdy ci do stołu siadali albo w towarzystwie się znajdowali, francuszczyzna w salonie panowała, król też książki francuskie przeważnie czytywał albo łacińskie; polskich, oprócz panegiryków mało było, i to tak szpetnie drukowanych, że ich do ręki wziąć było trudno.

Nieraz biblioteki oglądając dawne i książki widząc dawniej u nas drukowane w Krakowie, w Gdańsku, nawet po mało znanych miastach, dziwić się musiał temu, że u nas i papieru dobrego nie stało, i drukować nie umieli.

Dla króla, gdy panegiryk wydrukowano, to się już zmogli na papier ludzki, ale toż samo dla pospolitych ludzi, gorzej niż na bibule odbijano, a królewskie konterfekty jak od siekiery wyrąbane wyglądały.

Ale to naówczas nikogo nie obchodziło, bo kto się o polską książkę troszczył, a kto jej był żądny?

Wracając do Francuzów, właśnie naonczas, gdy królestwo oboje najgorzej byli z Francją, gdy Vitry się wściekał, nic dokazać nie mogąc, powszechnie nienawidzony, Francuzów na dworze, po miastach, przy magnatach, w wojsku naszym było mnóstwo.

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]