
- •Stanisław Lem Okamgnienie scan-dal
- •Dylematy
- •Plagiaty I kreacje
- •Spór o nieśmiertelność
- •Fatalny stan rzeczy
- •Cywilizacje kosmiczne
- •Statystyka cywilizacji kosmicznych
- •Człowiek w kosmosie
- •Oczami konstruktora
- •Robotyka
- •Inteligencja, rozum, mądrość.
- •Paradoksy świadomości
- •Inteligencja – przypadek czy konieczność
- •Ryzykowne koncepcje
- •Inna ewolucja
- •Kłopoty
- •Tertio millennio adveniente
- •Przyszłość jest ciemna
- •Logorhea
Paradoksy świadomości
Można przypuścić, ze wszyscy ludzie mają świadomość, lecz na ogół nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Cała domena tak nazywana na pewno jednolitości nie ustanawia. Nie wiemy, jak rodzi się i powstaje świadomość, nie wiemy tez, jakie są jej związki z inteligencją. Bardzo naiwnie pisałem w Sumie o elektromózgach, a nawet o wierzeniach elektromózgów. Wydawało mi się — bynajmniej nie mnie jednemu — że konstruktorska droga na przełaj do inteligencji jest możliwa. Obecnie, poinformowany lepiej, zdaję sobie sprawę ze złożoności całego zagadnienia. Na pytanie, czy człowiek może wykonywać wcale zawiłe czynności o wyraźnie określonym celu nieświadomie, czy tez raczej pozaświadomie, można odpowiedzieć bez wahania twierdząco. Tak właśnie zachowuje się jako tako sprawny kierowca samochodu, wioślarz, człowiek w powietrzu sterujący lotnią, jak też ludzie w wielu innych sytuacjach. W dziedzinie tej panuje nawet niejaka odwrotność stanów, ponieważ zestrój czynności, wyuczony pod nadzorem świadomości, ulega automatyzacji do tego stopnia, że wtargnięcie świadomej uwagi w całość łańcucha już usprawnionych działań może stanowić raczej przeszkodę aniżeli pomoc. Dotyczy to również naszej performatywności językowej. Często trudno jest wypowiedzieć wyrwany ze środka jakiegoś poematu albo wiersza fragment, ponieważ to właśnie wymaga pewnej dezautomatyzacji wymowy. Ażeby taki fragment przecież wydukać, łatwiej bywa zacząć recytację tekstu od początku. Oznacza to narastającą dzięki uczeniu się, czyli wdrażaniu, autonomizację takich działań, które wymagają dla właściwego przebiegu równoczesnej współpracy neuronowych modułów, zlokalizowanych nieraz nawet w dwóch różnych półkulach mózgu. A jednak bardzo trudno określić, jak przeżywa świadomość człowiek porażony afazją, ataksją, aleksją albo agnozją. Wiadomo nam, że człowiek może widzieć, będąc w świadomości swojej ślepym. Taki niewidomy nie wie, że dostrzega otoczenie i drugiego człowieka z piłką w ręku, ale chwyci ową piłkę, jeśli mu ją rzucić. Tego rodzaju fenomeny — a jest ich legion — najlepiej znane są neurologom, którzy, jak badacz rosyjski Łuria, mieli do czynienia z tysiącami ludzi cierpiących z powodu różnorodnego uszkodzenia mózgu. Terapia często polega na cierpliwym wyuczaniu poszkodowanego używania rozmaitych rodzajów okólności albo namiastek, bądź też innozmysłowej kontroli zachowania.
Byłoby nonsensem, gdybym wkraczał głębiej w neurologię i powiedziane służy jedynie naszkicowaniu wstępu do niemetrycznie wielowymiarowej aktywności mózgu, który może tę samą dowolną docelowo czynność wykonywać wielce rozmaitymi sposobami.
Jak napisałem był w Sumie, konstruktor nie zajmuje się pytaniem, czy maszyna jest świadoma, lecz tylko tym, czy jest czynnościowo sprawna. To wszystko, co wiemy o automatyzmach pozaświadomościowych, jak również o świadomościowe biernej aktywności instynktów, pozwala nam uznać za możliwe nauczanie (na przykład sieci neuronowych) skomplikowanych procedur, dzięki którym wiedząc, co się znajduje na wejściu, a co na wyjściu systemu takich sieci, możemy nie wiedzieć, co w samej sieci zachodzi. Na razie nie postąpiliśmy zbyt daleko od programów komputerowych Winograda, które, wyposażone w optyczne czujniki i w chwytniki, wykonywały polecenia typu: „powiedz, ile brył geometrycznych stoi na stole” albo „ustaw stożek na sześcianie” itd. Obecnie oznajmia się nam z triumfem, że robot, który nawet potrafi wejść na schody lub zejść z nich, może się samodzielnie orientować w otoczeniu laboratoryjnym. Nie powiedziałbym jednak, że dorównuje już umysłową autonomią półtorarocznemu dziecku, będącemu jeszcze niemową. Tymczasem zapaleńcy spod znaku Artificial Intelligence chcą już w następnych generacjach robotów widzieć jeśli nawet nie Einsteinów, to przynajmniej kelnerów lub dozorców domowych. A przecież zarówno z dozorcą, jak i z kelnerem można uciąć sobie pogawędkę na tematy polityczne lub finansowe. Dzisiaj, w moich oczach, rzecznicy AI przypominają raczej zespoły cyrkowych akrobatów, daleko zręczniejszych od samego widza, ponieważ zdolnych do wykonywania napowietrznych skoków z trapezu na trapez. Jest to niezaprzeczalnie mistrzostwo sui generis, ale nie musi w każdym calu zachodzić pod skupioną uwagą świadomości. Chociaż przypisywałem maszynowym układom przyszłości szansę artykulacji lingwistycznej, a zatem umiejętność prowadzenia rozmów z człowiekiem w granicach kontyngentowych określonego tematu, to nie zrównałbym ich współcześnie z wymowną swobodą niewykwalifikowanego robotnika fizycznego lub kucharki. Raczej przemilczany był niebagatelny przecież kłopot, polegający na tym, że zdolność odróżnienia w rozmowie zręcznie zaprogramowanego komputera od człowieka w bardzo wielkim, a zarazem bardzo różnym stopniu zależy od ludzkiego partnera, to znaczy od jego intelektualnego wyposażenia. Dowiedzieliśmy się między innymi z prac Weizenbauma, że na jego pseudopsychologiczny program Eliza dawały się nabrać nawet te osoby, które wiedziały, że żaden człowiek, czyli żaden umysł za wygłaszającym pytania i odpowiedzi nie stoi. Wywołane psychologicznie antropomorfizującą projekcją złudzenie doprowadziło wszak do tego, że sekretarka, której program Eliza zadał pytanie w jej rozumieniu intymne, prosiła, ażeby profesor pozostawił ją sam na sam z maszyną, która rozumiała akurat tyle, ile rozumieć może ściana odbijająca tenisowe uderzenia gracza. Jesteśmy tedy zmuszeni uznać problem sztucznej inteligencji za dychotomiczny, ponieważ zachodzi przy potykaniu się dwóch układów: człowieka, który w naszym założeniu rozumie, co robi lub mówi, i maszyny, która w bardzo różnorodnie ustopniowanej doskonałości będzie partnera symulować. Obawiam się, że symulacja może okazać się zarazem bezświadoma i udająca świadomość znakomicie. Ta trudność nie została jeszcze doścignięta, toteż dzisiaj stanowi ona gordyjski węzeł, którego rozplątywaniem lub rozcięciem będzie się musiała zająć dopiero przyszłość.